Rankiem śniadanie, chleb tostowy, mleko UHT , którego nigdy nie piłem wcześniej jakiś dżem truskawkowy i……. Nutella. Zeżarłem chyba ¾ worka tego chleba, dobrze obsmarowanego brązowym mazidłem, którego smak poczułem po raz pierwszy. Jak w raju, żarcie jak na amerykańskim filmie, nikt nie myśli wtedy o wadze. Moi „chlebodawcy” pytali się :
-Czy smakowało? Oczywiście- odparłem.
-Czy jutro chcesz zjeść też to samo – Taaaak!!! Dokładnie to samo.
Nowości zasmakowały mi tak, że górnicza rodzina musiała przez tydzień kupować 2-3 razy więcej jedzenia niż zwykle, głównie na śniadanie, bo obiady jadaliśmy wspólnie z kolegami w „chateau” Tę Nutellę jadłem też wieczorami, przed snem. Jedzenie jej trwało przez tydzień. Codziennie z dodatkiem min. 10 kromek chleba tostowego. Państwo Krawczyńscy byli tak hojni, że trzeciego dnia pobytu we Francji zabrali mnie do centrum handlowego , gdzie powiedzieli : - Ładuj do wózka, co chcesz. Załadowałem, przede wszystkim płytę Dark Side Of The Moon , Pink Floydów, buty sportowe, jakieś zabawki dla brata no i ogromny słój Nutelli , a oni dołożyli jeszcze chlebek tostowy, dżemik i ogromną ilość żarcia , którego w Polsce nie można było kupić, albo można było , za dolary. Dostałem od nich parę groszy na wycieczkę do Paryża, jednak zaoszczędziłem te pieniądze na zakupy w Polsce. Po tygodniu wróciliśmy do Polski, ja z kilkoma kartonami zakupów .
W Polsce, gdy Nutella się skończyła , poleciałem do Pewexu po nowy słój . Po paru tygodniach od powrotu ,zbliżały się zawody, startowałem wtedy w wadze do 95kg. Przed wyjazdem do Francji ważyłem około 88kg . Waga pokazała ok 96 kg. Musiałem schudnąć kilogram , udało się , ale od tego czasu nie ważyłem już mniej niż 95 kg.
Mogę spokojnie powiedzieć, że od tego momentu, tj od wyjazdu do Francji zaczął się u mnie stopniowy, powolny przyrost wagi. Po ukończeniu LO ważyłem już ponad 100kg i waga przez wiele lat głównie rosła aż do ok 230 kg. „Wyczynowe” uprawianie judo skończyło się w 1986 roku, potem był rok przerwy i wróciłem do tego sportu na uniwersytecie , gdzie ćwiczyłem tylko 2x w tygodniu a i tak miałem dobre wyniki na poziomie uniwersyteckim. Waga jaką wtedy miałem to ponad 120 kg i nie było ……a we wsi który by mi podskoczył. Pozwolicie czytelnicy, że to, co było dalej zostawię na kolejne wpisy.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis , to udostępnij go , żeby Ci , co zażerają się różnymi brązowymi mazidłami mieli świadomość swoich czynów a ja będę miał satysfakcję, że to co piszę nie idzie na marne. Nie pogniewam się też za lajki . Pozdrawiam.
P.S. Pozdrawiam specjalnie Adama L. był wtedy ze mną we Francji .
1985 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz