sobota, 17 czerwca 2017

Maraton.

Wiadomo, gdzie leży Maraton. Mamy też swoje małe maratony. Chciałem , to pojechałem , na moim pomarańczowym rumaku napędzanym przez moje własne nogi. 3 lata temu nie myślałem nawet, że wezmę udział w takich zawodach. Przypomnę, rower się rozwalił a ja padłem po dwukilometrowej przejażdżce nad jeziorem. Dlatego, chyba, chcę jeździć rowerem, żeby zapomnieć i jednocześnie pamiętać, do jakiego stanu doprowadziła moja otyłość. Przypomnę więc, ważyłem ponad 230 kg a schudłem ok 100 kg . Blog ten opowiada o moich przygodach grubasa i "schudniętego"  grubasa, choć jeszcze daleko mi do chudzielca .

Pomysł startu w maratonie MTB w wersji mini narodził się rok temu, kiedy dowiedziałem się, że chłopaki z naszego SRS chcą zrobić w naszych okolicach taką imprezę. Wtedy to postanowiłem zmierzyć się po raz pierwszy z takim trudnym terenem. W takich zawodach nie chodzi o dystans, jak w jeździe po asfalcie i gładkich polnych drogach. Po asfalcie, to myślę, że nawet 100km dałbym radę dzisiaj przejechać. Taką trasę, na maraton, to trzeba znaleźć, nie są one dostępne „od ręki” Pojechałem wtedy, wyciągnąłem wnioski i postanowiłem wystartować w tym roku. Dowiedziałem się także, o innej imprezie tego typu nazwanej Maraton rowerowy Pomorza Środkowego, która po raz czwarty była przeprowadzona w Korzybiu , koło Kępic. Postanowiłem wziąć w niej udział, żeby sprawdzić, czy tym razem dojadę cało do mety. 

15 czerwca , ok 12.30 przyjechałem nad jezioro w Korzybiu, odebrałem pakiet startowy, który poza numerem i pierścionkiem do pomiaru czasu przekazałem żonie, bo bananów i „sznikersów” nie jadam, a z napojów energetycznych preferuję Mineral Sport’a . Atmosfera przed zawodami była raczej wyluzowana, widziałem młodych ludzi, którzy jednak byli spięci, dla nich start w tych zawodach wydawał się wojną o złote kalesony. Na linię startu wpychali się na siłę , żeby tylko być na pierwszych pozycjach startowych. Dla nich to ważne, bo mogą się później rozpychać i blokować innych. Stojąc parę minut na linii startu usłyszałem, też rozmowę dwóch starszych kolegów. Rozmawiali o śmierci innego , szczegółów nie słyszałem , ale ucieszyło mnie to, że chłopaki walczą o utrzymanie zdrowia do późnej starości biorąc udział w takiej imprezie. Ich kolega nie dożył. 

Pierwszy kilometr po starcie był jazdą po korzeniach drzew otaczających jezioro, nie było to łatwe, tym bardziej, że cała grupa jechała w „kupie” i właśnie się rozdzielała. A potem, no cóż, jazda pod górkę, piach, las, trochę asfaltu, betonu i trudny zjazd. Który przeszedłem , bo bym się chyba zabił jadąc wierzchem. Jechał przede mną też kolarz w słuchawkach dousznych. Ja, za nim , starałem się wyprzedzić, on chyba mnie nie słyszał. Błagam , kolarze, rowerzyści , dajcie spokój ze słuchaniem muzyki w takich trudnych warunkach. Wyprzedziłem go w końcu, niestety chwila nieuwagi i spadł mi łańcuch. Wiedziałem już , że dobry czas poszedł …Nie będę opisywał całej jazdy , bo to byłoby nudne, trzeba pojechać zobaczyć, przeżyć. A krajobrazy wokół były przepiękne, warto się wybrać , chociażby po to, aby zobaczyć. Dojechałem w końcu do mety, końcówka niestety była po piaszczystej plaży, zachciało mi się zmienić przerzutkę i niestety … pękł mi łańcuch , zgubiłem go na linii mety. Szczęście, że go potem odnalazłem.

Zadanie zaplanowałem i wykonałem. Nie byłem ostatni. Za rok pewnie też tam pojadę.

Tymczasem jeszcze jeden maraton, ten zaplanowany rok temu. Dla mnie ważniejszy.






piątek, 9 czerwca 2017

Kopciuch

(Nie jest to bajka o autorze. Wszelkie podobieństwa do osób mi znanych jest przypadkowe)

Znacie bajkę o Kopciuchu? Był gruby, mocno spocony, miał brzydkie ubrania, chodził ubrany na czarno. Sapał , śmierdział, nie miał przyjaciół i kolegów. Żył zamknięty w czterech ścianach. 

W rodzinie nigdy nie brakowało pieniędzy, ojciec był właścicielem dobrze prosperującej firmy produkcyjno -handlowej. Był półsierotą, mieszkał wraz z ojcem i macochą w niezłej willi otoczonej gęstym żywopłotem . Macocha miała 3 swoich synów z poprzedniego małżeństwa. Wszyscy byli sportowcami, grali w piłkę nożną , codziennie biegali i jeździli na rowerze. Wieczorami chodzili na siłownię. Ich matka dbała o dobre życie swoich chłopców. Kopciuch, niestety, był traktowany przez złą macochę ,jak piąte koło u wozu. Miał kieszonkowe, ale ubierał się w lumpeksach, bo te pieniądze przeznaczał na swoje ,dziwne potrzeby . Ten facet miał już 40 lat, a wiecznie spał, srał i pił , czasem nawet zażywał jakieś lekkie dragi , z powodu swojej otyłości nie był w stanie, ani ćwiczyć ani chodzić , nie mówiąc już o bieganiu, czy jeździe rowerem. Nocami grał w gry , w dzień spał i siedział przy stole , jadł i przeglądał Internet, często odwiedzając zakazane portale. 

Tak mijały dni , tygodnie i miesiące. Kopciuch pogrążał się coraz bardziej w tej beznadziei. Był koniec lata, właśnie zasypiał po rozmowie z agentem 007, czyli 0,7 litra wódki. Zasnął przy stole i przyśnił mu się sen. A może nie sen? Tylko jakieś objawienie ? 

Piękna kobieta mówiła do niego spokojnie , lecz zdecydowanie : 

-Wstań jutro, umyj się, ogol się, załóż czyste ubrania, pójdź do fryzjera, zetnij te kudły , załóż te czarodziejskie buty, które zostawiam Ci koło łóżka. Pójdź do parku, na spacer. W parku poznasz śliczną , mądrą kobietę, która odmieni Twoje życie.

-Jakże to? Mnie nikt nie lubi, ludzie omijają mnie z daleka, nikt nie chce ze mną rozmawiać. Jak mam zmienić swoje życie, skoro jestem uwięziony w tym dwustukilogramowym cielsku, z którego nie mogę wyleźć od wielu lat.

- Nie szkodzi, założysz buty, to wszystko się odmieni. 

W tym momencie , Kopciuch obudził się, wstał i poszedł spać do łóżka. W głowie krążyła mu wciąż ta piękna postać i słowa o cudownych butach. 

-Eee, to był tylko sen- pomyślał.

Zamroczony alkoholem zasnął i obudził się dopiero następnego dnia , w południe. 

Jednak… Obok łóżka stały ekstra buty sportowe przeznaczone do chodzenia. W tym momencie Kopciuch przestał myśleć racjonalnie. Założył te buty i nagle … Poczuł się lekki , jakby stracił 130 kg . Podszedł , a właściwie podbiegł do lustra, co mu się nie zdarzyło od 30 lat. Spojrzał i zobaczył dobrze zbudowanego faceta spoglądającego na niego spode łba . Ten wzrok… To jego wzrok. Włosy i zarost zniknęły. Głowę ozdabiała mu ekstra nowoczesna fryzura. Nawet jego stare ubrania gdzieś zaginęły. Spojrzał jeszcze raz i gęba mu się rozchyliła w szczerym uśmiechu. Kopciuch wyszedł natychmiast do parku, według snu miał tam spotkać kobietę, która odmieni jego los. I tak się stało , spotkana kobieta, była bardzo miłą osobą, która od razu się w nim zakochała. I tak, na spacerze i rozmowach minął im cały dzień. Trzeba było wracać do domu. Nasz bohater zdjął buty i poszedł spać ,nie zauważył nawet, że wrócił mu jego stary wygląd. Następnego dnia z rana , buty stały znowu obok łóżka. Założył je i poszedł na kolejną randkę ze swoją dziewczyną. Trwało to przez kilka tygodni, Kopciuch nie zastanawiał się nawet, co się właściwie dzieje. Widział tylko, że zmienia się jego życie i za żadne skarby nie odda swojej szansy. 

Pewnego dnia, stała się rzecz straszna, szli właśnie razem brzegiem jeziora po podmokłym terenie. Kopciuch przewrócił się, niestety jeden z jego butów utknął w błocie. Nagle stał się otyłym , zarośniętym oblechem. Spanikowany, wstał i uciekł w jednej chwili w jednym bucie. Joanna , bo tak miała na imię jego dziewczyna, też była przerażona, ale w końcu się uspokoiła i zabrała but Kopciucha ze sobą do domu. 

Przerażony Kopciuch dotarł do swojego pokoju, spojrzał w lustro i wiedział, że wraz z butem zniknęła jego szansa na lepsze życie. Całą noc szukał w sieci rozwiązania, Internet przyniósł mu je nad ranem . Postanowił bez butów zawalczyć o siebie. Do zgubienia miał 130 kg. Zaczął jednak od wizyty u fryzjera i zmiany ubrań. Bał się kontaktować z Joanną , bo jak? Nagle stał się gruby, ot tak, musiało to być straszne dla niej.

Mijały tygodnie , Joanna postanowiła odnaleźć swojego ukochanego, nigdzie jednak nie można było odnaleźć osoby, która zgubiła sportowego buta, który był uszyty na miarę. Gdy zajrzała do wnętrza buta, zobaczyła tylko skrawek materiału na którym widniały dziwne napisy w chińskim języku i jedno znane słowo :” Kopciuch” 

Minęło kilka miesięcy , Joanna dużo wcześniej umieściła ogłoszenia w lokalnej gazecie: „ Oddam buta sportowego, szytego na miarę. Jednak nikt się nie odzywał. Ciekawe, bo buty musiały być bardzo drogie…

Minął rok. Kopciuch nie czytał lokalnej gazety, zajęty był teraz odchudzaniem. Jeździł rowerem, dźwigał ciężary, pilnował diety i chudł w oczach. Zgubił już 100 kg. Pewnego dnia , przy śniadaniu, macocha przeczytała ogłoszenie Joanny. 

-Dobra okazja, aby znaleźć kobietę dla jednego z moich synów. Oni mają tyle butów sportowych, że na pewno znajdą podobnego, do pary- pomyślała

Macocha zadzwoniła pod podany numer. Joanna odpowiedziała, że sama dostarczy buta, bo chce być pewna, że trafi on do właściciela. Odwiedziła dom, w którym mieszkał Kopciuch , następnego dnia. Drzwi otworzyła jej macocha Kopciucha i od razu zawołała swoich trzech synów. Niestety, but nie pasował na żadnego z nich . 

-Pszę Pani , na metce jest wyraźny napis :” Kopciuch „ Nie mieszka tutaj taki ? 

-Jest jeszcze syn mojego męża. Ziutek zawołaj Kopciucha! 

Kopciuch z walącym sercem w piersiach zszedł na dół do salonu. Ze wstydu ,prawie zapomniał już o Joannie, a tu taka wpadka… Przymierzył buta, znalazł drugiego do pary, nic się jednak nie stało. Kopciuch nie zmienił swojego wyglądu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki . Trochę był zawiedziony, Ale zrozumiał teraz sen, gdy pijany miał wizję kobiety przepowiadającej mu przyszłość. Rozpoznał Joannę, a Joanna jego . Odnaleźli się oboje . Kopciuch zakończył odchudzanie i wyglądał jak ten zaczarowany, w sportowych butach. Bez czarów.

I żyli długo i szczęśliwie… i mieli bardzo dużo dzieci.



,

piątek, 2 czerwca 2017

Niby proste, a takie trudne.


Czym jest masa? Najprostsza odpowiedź to : masa jest miarą bezwładności. Im większa masa, tym większa bezwładność ciała. Zajmijmy się ciałem człowieka o wzroście 187 cm i wadze 230 kg. Taki człowiek wsiadał kiedyś do autobusu, jak nie miał samochodu i przeżywał tam działanie sił , które można porównać do startu rakiety kosmicznej. Stanie taki , jeśli może w ogóle stać i stoi , żeby się nie rozpychać. Gdy autobus rusza, hamuje, albo skręca to siła bezwładności rzuca go do bardziej niż pozostałych pasażerów, bo jego ciało jest mało sztywne, ma dużą bezwładność. Wyobraźcie sobie 230 litrów wody w beczce, która stoi w autobusie. Dobry kierowca dowiezie tę wodę na miejsce. Kierowca, który nie myśli zbytnio o komforcie pasażerów wyleje połowę. Człowiek , który jest tą beczką może nawet nabawić się jakiejś kontuzji, połamać nogę, upaść i połamać pozostałe kości. To było straszne, rzucało mnie w autobusie jak pijanym po wypłacie. Pasażerowie także spoglądali spode łba, nikt nie poczuje tego na sobie, chyba, że założy jakiś 150 kg plecak na siebie. Jazda autobusem była niebezpieczna, jeśli nie usiadłem. Ale jak usiadłem, to zajmowałem prawie dwa miejsca i nikt nie chciał siedzieć koło spoconego grubasa, który się trzęsie jak galareta. Był taki jeden odważny , kolega, siedział obok mnie w czasie wycieczki do Budapesztu. Nie miał wyboru, reszta miejsc była zajęta. Franek! Pamiętasz? Tak było…

W tym tygodniu oddałem auto do naprawy, a bałem się jeździć nowym rowerem, bo go ukradną, a stary miał uszkodzone koło. Jeździłem więc autobusem i zauważyłem dziwne zjawisko. Stanąłem w miejscu, gdzie stawia się wózki inwalidzkie, albo dziecięce. Nie musiałem używać wiele siły , żeby zachować równowagę. Różnica była ogromna, sto kilo mniej na plecach i bezwładność duuużo mniejsza. Poczułem się , jak zwykły człowiek. I o to chodziło…