poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Prawa Murphy'ego (1)

Trochę prawami Murphy'ego zaleciało... Tekst jest nie mój, nie znam autora, nie potrafiłem znaleźć, pewnie za mało szukałem, może ktoś z was znajdzie...

„ - Siła jest wtedy, kiedy już gorzej być nie może, a ty podnosisz się i napieprzasz dalej. Siła jest wtedy, kiedy nie mówisz nikomu, nie skarżysz się, tylko mozolnie wygrzebujesz się z bagna. Siła jest wtedy, kiedy trzymasz na gębie uśmiech, mimo że wszystko w środku rozrywa cię od samotności i bezradności. Siła jest wtedy, kiedy wszyscy kopnęli cię w dupę. Kiedy budzisz się rano i chce ci się wyć. Kiedy lepisz codziennie w gównie i oglądasz nie swoje zachody słońca. Kiedy żaden dzień nie jest dobry. Kiedy żadna noc nie jest odpoczynkiem, tylko dłuższą przerwą. Siła jest wtedy, kiedy w końcu wykuwasz sobie swój fragment rzeczywistości z garstką ludzi, którym w końcu możesz zaufać. Siła jest wtedy, kiedy zdasz sobie sprawę, że do pewnego momentu popełniasz same błędy. A kiedy już popełnisz prawie wszystkie błędy - a zrobisz to na pewno - wtedy zrobisz ten jeden, od którego wszystko będzie zależeć. Albo coś zmienisz, albo coś cię zmieni. Tak więc wierz mi - nie szukałem siły. Szukałem spokoju.”

sobota, 27 sierpnia 2016

Wywiad

http://miastozwizja.pl/zrzucil-ponad-90-kg-walczy-dalej-i-inspiruje-innych

Babcia

Rola babci w życiu młodego człowieka zawsze odgrywa poważną rolę. Szczególnie jeśli chodzi o odżywianie. Teraz przypominają się Wam memy z internetu ,pokazujące, jak wygląda wnuczek , po weekendzie spędzonym u babci.
Wszyscy kochamy , nasze babcie. Moja babcia ,to był przedwojenny rocznik. W czasie jej trwania ,dzieci doświadczyły braków w odżywianiu. Nie zawsze chodziły najedzone. Jak było jedzenie, to jadły, jak nie było to cierpiały. Prawdopodobnie , także z tego powodu, po wojnie, nasze babcie nie chciały, aby ich dzieci cierpiały głód, więc jak było jedzenie , to dlaczego nie dać dzieciom zjeść? Niech nie czują tego, co one czuły w czasie wojny. Myśląc skrótowo, jak wnuczek trafi w objęcia babci , to nie wyjdzie od niej głodny. To zachowanie przeszło z pokolenia na pokolenie. A teraz nie jest już wynikiem przeżycia wojny, tylko tradycji, troski , no i tego, że babcia zawsze chce coś nam dać, żeby wnusio zapamiętał, że u niej zawsze jest dobrze.



Podobnie było z moją babcią. Nie chodziłem do przedszkola, bo miałem w domu babcię i dziadka. To oni nauczyli mnie czytać i pisać tak, że nudziłem się potem w szkole. Niestety, babcia lubiła przygotowywać mi na drugie śniadanie pączka albo dwa, słodką bułkę dosmarowaną masłem i do tego kakałko. Słodyczy też mi nie brakowało. Niektórzy wnuczkowie wychodzą z tego bez szwanku. W moim przypadku nie było tak bezboleśnie , miałem nadwagę i potem otyłość.

Wyciągnąłem potem z tego wnioski. Moja córka ma prawie sześciopak na brzuchu, którego ja nigdy nie miałem i pewnie mieć nie będę. Całe życie walczę z otyłością. Niestety, bez planu działania, kolejne efekty jojo powodują otyłość olbrzymią.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Kryzys i naukowy bełkocik



W czasie całego procesu odchudzania nie raz, nie dwa ,pojawia się kryzys. Po co to robię, skoro nic nie wychodzi? Waga staje dęba, motywacja spada, treningi nie wychodzą, dobrze, że jest przynajmniej coś co stoi, bo powinno stać. Na początku było fajnie, spadki wagi były rewelacyjne, po miesiącu 20 kg, po dwóch 30kg. Od dłuższego czasu utrata jednego kilograma wagi kosztuje wiele wysiłku. Spadki są dużo mniejsze. W końcu dochodzimy do zastoju. Czy ja wszystko robię dobrze? Czy 5g więcej twarożku albo pomidora ma znaczenie? Może i nie ma, ale załóżmy, że ma. A czy trening trwał tyle ile miał trwać? Czy nie? Czy 10 minut krócej ma znaczenie? Także załóżmy, że ma. A przyprawy? Może niektóre blokują odchudzanie, na każdego może to mieć inny wpływ. Soli już nie używam i pojawia się problem, jak zjem coś posolonego, to od razu w organizmie gromadzi się woda. Jeśli się zgromadzi, to trzeba ją usunąć. I teraz jeden z powodów, dlaczego dzisiaj piszę. Są jeszcze dwie rzeczy, które mogą mieć znaczenie: sen i stres. Niestety, dzisiejsze życie w mieście, nawet w Wąchocku (nic nie mam do Wąchocka) niesie za sobą wiele powodów do stresu. Praca, problemy finansowe, problemy w życiu codziennym odbijają się na spadkach wagi przy odchudzaniu. Nawet zwykły kapeć w kole samochodu może doprowadzić do niepotrzebnego stresu. A kłótnia z żoną? Też… Czasem lepiej potłuc kilka talerzy, walnąć czymś o ścianę, czy rozwalić pilota od telewizora niż dusić to sobie. I żeby nie było, nie namawiam do tłuczenia talerzy:D Aaa, bo nie zakleiłeś dziury w ścianie, nie wyniosłeś śmieci. Czy trzeba facetowi o tym przypominać ? Przecież wystarczy raz na pół roku. A Internet ? Cały dzień tam siedzisz i nic nie robisz. Nie robię bo mam wakacje. A znajomi z fejsa? Czy aby nie są energetycznymi wampirami? Niektórzy zabierają Ci czas, którym można obdarować siebie, idąc na spacer. Po co utrzymywać znajomości, z osobami, które w rzeczywistości nic Ci nie dają, jedynie kradną Twój czas , spokój i stresują Cię. Opuść fora internetowe i grupy na Facebooku , które tylko zabierają Twój czas. Niekoniecznie musi tak być, są miejsca, które warto odwiedzać, po tylko, żeby się zmotywować do działania. Poznaj osoby motywujące do działania , pożegnaj się z wampirami. Takie sytuacje i jeszcze wiele innych powodują stres, który ma wpływ Twoje odchudzanie. 
Drugą rzeczą , wpływającą na brak spadków może być brak porządnego snu, czyli brak regeneracji. Fachowcy piszą , że chudniemy właśnie w nocy, kiedy działa hormon wzrostu. Jeżeli sen jest przez coś zakłócony , patrz wyżej, to nie możemy się dobrze wyspać. Wampiry też mogą Wam w tym przeszkadzać. Ale bardziej zabawa tabletem, telefonem, czy komputerem przed snem ,poza tym szkodliwe to jest ponoć . 
Cytując, za crazynauka.pl :

Czytanie przed snem może być groźne, o ile wpatrujemy się w urządzenie emitujące dużo niebieskiego światła. Badacze z Brigham & Women’s Hospital w Bostonie stwierdzili, że ekspozycja na takie promienie wywołuje w mózgu reakcje zakłócające rytm okołodobowy.
Problem w tym, że niebieskie światło to dla mózgu sygnał, że trwa dzień. Promieniowanie o tej długości fali to istotna część światła słonecznego, a jego obecność ogranicza wydzielanie melatoniny w mózgu. A to z kolei zakłóca sen i prowadzi do dalszych problemów.
Podczas badań zaproszono 12 ochotników, którzy spali w laboratorium pod kontrolą naukowców. Przez pięć wieczorów badani czytali przez 4 godziny relaksujące ich lektury na tabletach. Kolejne pięć wieczorów spędzili przy tej samej lekturze czytając ją na papierze.
Okazało się, że czytający z ekranu emitującego światło trudniej zasypiali, a podczas snu krócej znajdowali się w fazie REM. Następnego dni trudniej się budzili i byli mniej wyspani.
Jednocześnie naukowcy przytaczają badania mówiące, że 90% Amerykanów co najmniej kilka razy w tygodniu używa urządzeń elektronicznych na mniej niż godzinę przed snem. Badań dla Polski nie znamy, ale można przyjąć, że spora część Polaków wpatruje się leżąc w łóżku w ekran telefonu, ogląda przed snem filmy lub (oby) czyta książki na tablecie.
Warto pamiętać, że wiele badań wskazuje na związek niedoborów snu z chorobami układu krążenia czy cukrzycą. Przy współczesnym trybie życia, w którym coraz trudniej znaleźć czas na bezpieczne 7 godzin snu nawet niewielkie zakłócenia mogą być niebezpieczne.
Najlepsze rozwiązanie to po prostu odstawić elektronikę z ekranami LCD na dobre dwie godziny przed snem. Jeśli czytać, to albo papierową książkę albo czytnik e-booków, który wykorzystuje papier elektroniczny. Najlepiej ten niepodświetlany
Dla absolutnie uzależnionych mamy pewien sposób. Jest kilka aplikacji, które dostosowują kolor ekranu do pory dnia. Ku wieczorowi widzimy dzięki nim mniej białoniebieskiego światła, a więcej koloru brązowego i pomarańczowego.
Całość tutaj:

Ja, sam zbadałem swoje cykle snu, wyszło , że jeden cykl trwa u mnie dwie godziny . Jeżeli mam być wyspany to muszę „zaliczyć” kilka takich cykli . Wobec tego muszę spać parzystą liczbę godzin, czyli co najmniej 6- 8 , inaczej nici z odchudzania.
Więc, jak chcesz chudnąć, to pozbądź się stresu i dobrze się wyśpij , zostaw wampiry, tablety i inne urządzenia, niech też się wyśpią.

Kochani Bracia i Siostry, jak Wam się tekst podoba, to go udostępnijcie na swoich profilach. Każdy lajk i udostępnienie to zachęta do dalszego pisania o tych problemach. A ponieważ nadal się odchudzam, to mam pomysły na nowe opisy swoich doświadczeń. Problem jest tylko z chęcią do dalszego pisania. A tę chęć dacie mi Wy .Pozdrawiam.



sobota, 13 sierpnia 2016

Auto



„To moja kabina, to moja dziedzina, tu się wchodzi , naciska, ogląda się z bliska…” (Kaliber 44)

Każdy, kto się odchudzał i nie udało mu się , dochodzi w czasie procesu do wniosku ,że to nie ma sensu, bo kilogramy nie spadają już tak jak na początku. Niektórzy też od razu zakładają, że schudnę, ale za chwilę znowu przytyję i wrócę do poprzedniej wagi. Są też tacy, którzy myślą , że jak schudnę, to będę się zdrowo odżywiał i na pewno nie przytyję. Inni w ogóle nie podejmują walki , bo nie widzą w tym sensu. Wszystkie te podejścia do problemu są prawdą i jednocześnie bzdurą, to zależy od naszego organizmu i od tego, co znajduje się w naszej głowie. Żeby to trochę wyjaśnić, porównajmy nasze życie do kokpitu samochodu. Każdy, kto nim kieruje wie, że mamy w kokpicie licznik, który pokazuje prędkość, przyjmijmy, że ten „zegar” pokazuje prędkość życia, jest też obrotomierz, który jest naszym pulsometrem, jest licznik przejechanych kilometrów, na którym widzimy ile mamy lat. Wszystkie te wskaźniki są potrzebne i bardzo ważne. Jest jeszcze zestaw kontrolek : ładowanie akumulatora- pokazuje czy działa nam wątroba  , ciśnienie oleju-ciśnienie krwi , i wiele innych. Omówmy jeszcze dwie: kontrolka niskiego poziomu paliwa i komunikat od komputera , że „check engine” . W nowszych samochodach jest blokada uruchomienia silnika, gdy mamy za małą albo za dużą masę.

I co z tego?
Jak ktoś kupi sobie samochód, to najczęściej musi wydać sporo pieniędzy, więc dba o każdy szczegół w nim. Pilnuje obrotów silnika, nie jeździ „zbyt szybko”, sprawdza poziom oleju, pilnuje żeby nie jechać , gdy kontrolki się zapalą, sprawdza poziom paliwa, czy jest ładowanie akumulatora, czy ciśnienie oleju jest w normie itd. A jak to jest z naszym życiem?
Nijak, bo nie dbamy, gdy nam się kontrolki świecą, jedziemy dalej, dojedziemy do celu, przecież. Oj, nie byłbym taki pewien. Najpierw jest nadwaga, w sumie to jeszcze nic wielkiego, e tam parę kg więcej, można zgubić wsiadając na rower albo chodząc po górach. Problem w tym, że nam się nie chce. Niech sobie będzie nadwaga. Ale lata mijają i już po roku żarcia w makdolabie albo u Turka przechodzimy w otyłość pierwszego stopnia. Nie piszę ,że makdolab jest zły, ale co dzień? Co drugi dzień ? Raz na miesiąc to góra, a jak już jemy hamba w sobotę, to nie dowalajmy kebaba w niedzielę. Jeżeli nie będziemy tego pilnować to pojawi się otyłość pierwszego stopnia. No i w tym momencie zaczyna się bajka. Pojawia się nadciśnienie, jak lekarz zdiagnozuje to da nam piguły, jak nie, to bardzo źle. Konsekwencją wysokiego ciśnienia może być wylew krwi do mózgu, paraliż ,a potem nie każdy może z tego wyjść. Może pojawić się cukrzyca drugiego stopnia, też dostaniemy lekarstwa, może nawet trzeba będzie insulinę brać. 
Jeżeli w porę nie zadbamy o zrzucenie tych zbędnych kilogramów, a będziemy nadal jeść i pić polokokty i wódę to przejdziemy do otyłości drugiego stopnia, nazywanej kliniczną. Jedziemy cały czas przy włączonych kontrolkach. Praca, jedzenie , picie, jedzenie , praca , nie myślimy już o naszym „aucie” bo się stare zrobiło, zaczęło rdzewieć. A wtedy pojawia się otyłość trzeciego stopnia zwana olbrzymią. Można wtedy powiedzieć , że staliśmy się złomem, szrotem, takiego auta nikt nie potrzebuje. Nowa praca? Niemożliwe. Większe zarobki? Spoconego grubasa mam nagradzać?
Otyłość olbrzymia to jest coś , czego nikomu nie życzę. Oglądaliście pewnie programy w tv o ludziach przykutych do łóżek, widzieliście ich ciała, nogi, ręce i to, że jak ich złapie poważna choroba, to mogą z niej już nie wyjść. Będzie nawet problem, żeby ciało przetransportować na cmentarz.
Żeby nie zanudzać i zostawić trochę tych przemyśleń na następne wpisy, przejdźmy do odpowiedzi na zadane pytanie. Co zrobić, żeby schudnąć? 
1.Przy otyłości II, czy III stopnia zgłoś się do specjalistów, sam nie dasz rady, chyba, że zdobędziesz odpowiednią wiedzę, o którą nie jest łatwo. Strony internetowe przekazują tak dużo informacji, że nie wyłowisz najlepszych sposobów odchudzania. Wybierz program odchudzający konkretnego specjalisty i bądź konsekwentny do ostatniego dnia diety. 
2. Są „szamani” którzy pokazują swoje sposoby na schudnięcie. Ja im nie ufam. Wybierz sprawdzonego specjalistę. Szamani mogą Cię wykończyć.
3. Nie wierz w cudowne preparaty odchudzające, bo takich nie ma. Są suplementy diety, wspomagające odchudzanie.
Teraz już wiesz, że gdy zapala się kontrolka, to trzeba działać, bo inaczej doprowadzisz się do stanu w którym byłem ja. W czarnej dupie.

Kochani Bracia i Siostry, jak Wam się tekst podoba, to go udostępnijcie na swoich profilach. Każdy lajk i udostępnienie to zachęta do dalszego pisania o tych problemach. A ponieważ nadal się odchudzam, to mam pomysły na nowe opisy swoich doświadczeń. Problem jest tylko z chęcią do dalszego pisania. A tę chęć dacie mi Wy .Pozdrawiam.,





niedziela, 7 sierpnia 2016

Kawa

Odchudzanie ,oprócz samego odchudzania powinno mieć w sobie rozwijanie zdrowych nawyków żywieniowych. Dobrze jest też nie przesadzać z przyprawami, aby nie rozbudzać kubków smakowych. No ale jak się wyrzuci solniczkę i ograniczy przyprawy, to życie stanie się trochę mdłe. Są na to sposoby, ja znalazłem, jest nim kawa.
Od początku odchudzania nie potrafiłem żyć bez kawy, piłem dobrej jakości kawy rozpuszczalne. Zresztą zawsze ją piłem. Przed też. Dojdźmy do sensu tego wpisu, zacząłem szukać w kawie przyjemności z picia, a nie tylko sposobu na przywrócenie do żywych po nocy. Zacząłem kupować kawę ziarnistą i samodzielnie mielić i zaparzać w kawiarce włoskiego typu, miałem takie dwie. Jedna była kupiona w jakimś supermarkecie spożywczym , a druga w supermarkecie meblowym. (zdjęcia na dole) I tutaj podpowiedź , lepiej nie używajcie tych kawiarek w wersji aluminiowej. Aluminium jest szkodliwe dla zdrowia a jak je podgrzewamy, to tym bardziej. Proponuję kupić stalową , jak na zdjęciu poniżej.
Kawę kupowałem różną , w zależności od budżetu, ale najbardziej zasmakowała mi 100% arabica. Nie musi być droga, w sklepie zapłaciłem ostatnio 36zł za kg. Z chudym mlekiem bez laktozy jest super.
Która zdrowsza?
Kawa rozpuszczalna wcale nie jest szkodliwa, jak niektórzy piszą , zawiera mniej antyoksydantów i mniej kofeiny. Nie musicie się obawiać . Należy się jedynie obawiać kawy mielonej zaparzanej po naszemu, czyli w szklance, czy kubku i pitej razem z fusami, To te fusy mogą powodować problemy .Ale o tym poczytacie na wielu stronach w sieci.
Jeżeli komuś potrzebny ekspres do kawy i nie ma co zrobić z 3 tys złotych, to może sobie kupić ciśnieniowy z bajerami. Aby wypić dobrą kawę , wystarczy jednak kawiarka jaką widać na zdjęciach.
Zapraszam do udostępniania, komentowania, zadawania pytań i recenzowania mojego bloga, da mi to natchnienie do dalszego pisania o odchudzaniu, które jeszcze „chwilę” potrwa.




poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Lekcja pokory

Z czasem, kiedy schudniesz już dostatecznie dużo, pojawia się chęć sprawdzenia swoich możliwości. Realizując program odchudzania trzeba też coś ćwiczyć, aby wyglądać po ludzku i przyspieszyć odchudzanie. Dwa lata temu spróbowałem pojechać dookoła jeziora (ok 15 km) ,dystans krótki, kiedyś nawet potrafiłem go przebiec. Tym razem skończyło się źle, po 500 metrach zauważyłem awarię korby, pedał się właśnie powoli urywał.Za duży nacisk , ale można było jeszcze jechać, pomyślałem, że jeszcze tylko 3km przejadę i wracam . Niestety po dwóch kilometrach nastąpiła kolejna awaria, tym razem wysiadł silnik mojego roweru, czyli ja, zadyszka, brak sił w nogach, ból tyłka. Wycieczka zakończyła się powolnym powrotem z przystankami co 100 – 200 m , bo kręgosłup się jeszcze odzywał.
Moje treningi na początku były łatwe, spacer w basenie przez 50 minut, potem doszły brzuszki w też basenie. Powoli mogłem się przesiąść na stacjonarny rower poziomy i zacząć dłużej pedałować. Niestety, i tak nie potrafiłem ćwiczyć na nim dłużej niż 10 minut i musiałem przerywać, bolały kolana i kręgosłup. Wcześniej byłem raz na tym rowerze i pani z siłowni włączyła funkcję pomiaru wagi. Po 10 dniach diety pokazała 226kg. Z czasem potrafiłem „przepedałować” 20 minut. W końcu zaczął się trening siłowy aby mięśnie nie sflaczały.
Po 8 miesiącach odchudzania i treningów postanowiłem wsiąść na swojego starego NoName’a , który został porządnie naprawiony z użyciem gatunkowych podzespołów. Wsiadłem i pojechałem dookoła jeziora, bez żadnych większych problemów. Tylko zmęczenie było, ale to normalne. Rower zaczął być wykorzystywany. Jeździłem różnie , 2-3 razy w tygodniu po 15 km, zajmowało mi to ok 1godzinę i 15 minut.
Czas objazdu się skracał , zacząłem mieścić się w jednej godzinie. Po roku odchudzania postanowiłem pojeździć dłuższą i trudniejszą trasą wokół jeziora Trzesiecko i Wilczkowo, było to ok 20 km. Na dzień dzisiejszy zajmuje mi to , jak się zepnę , jedną godzinę i jedną minutę.
Po utracie 91 kg, człowiekowi może się wydawać, że może wszystko. Nie do końca. Zauważyłem, że w Szczecinku zebrała się grupa osób jeżdżących rowerami w okolicach Szczecinka. Swoje dokonania prezentowali na Facebooku , więc szybko ich dostrzegłem. Postanowiłem się dołączyć do grupy, która wyznaczyła trasę maratonu i co tydzień ją objeżdżała. Taka pętla liczyła ok 35 km. Nic wielkiego, pomyślałem, bo spokojnie robiłem już pętle po 40 km. Trzeba było tylko zbadać trasę. Miałem przecież zamiar wziąć udział w maratonie mini (35 km).
Bez specjalnego przygotowania, wsiadłem na rower i dołączyłem do grupy. Myślałem, że będę „gościu” , w końcu rozjeżdżony byłem i planowałem bez problemów przejechać trasę. Niestety, cały misterny plan w pi… .Na polnej drodze , trafiliśmy na miałki piasek, po którym mój rower nie chciał ze mną współpracować. Zaryłem kołami w piach i była wywrotka, na szczęście nic się nie stało , przeprowadziłem rower kilkadziesiąt metrów i pojechałem dalej. Za chwilę sytuacja się powtórzyła, tym razem bez wywrotki, ale znowu musiałem prowadzić rower.
Pytanie pierwsze: Dlaczego wszyscy jadą , jedzie gościu na kolarzówce nawet a ja prowadzę rower ? Odpowiedź jest skomplikowana , ale o tym za chwilę. Jedziemy dalej teren się zmienia wjeżdżamy do lasu. Deszcze wcześniej padały, więc błoto i kałuże na drodze przeszkadzają . Sytuacja podobna do tej z piachem , przy przejeżdżaniu przez takie błoto, znowu gleba. Cóż skorzystałem z okazji darmowego lądowania i napiłem się wody. Pojechałem dalej. Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna , bo „peleton” musiał czekać na starszego od nich grubasa… w końcu było to 10-20 lat różnicy. To jeszcze nic , wjechaliśmy do lasu, w którym ścieżka po której miałem jechać była ledwo widoczna, liście i gałęzie skutecznie przeszkadzały w jeździe i znowu prowadziłem rower pod górkę. W końcu zgubiłem drogę ,wszyscy byli z przodu, już chciałem sprawdzić , gdzie jestem w Endomondo ale akurat jeden z kolegów do mnie wrócił, bo się zorientował ,że coś nie tak. Dziękuję !
Pytanie drugie: Dlaczego nie mogę jechać pod górę? 
Niestety nie tylko mój rower odmawiał posłuszeństwa, bo przestała działać przednia przerzutka i miałem do wyboru tylko 8 biegów zamiast 24, ale i ja byłem za słaby, żeby jechać pod górę. W końcu dotarłem do grupy. Dalsza droga w tym lesie nad jeziorem nie była dla mnie przeznaczona, rower nie przygotowany, ja też. Zjazd ze stromej górki też musiałem pokonać pieszo, bo rower , mimo sprawnych, zaciśniętych hamulców ślizgał się jak sanki. W końcu odpoczynek nad jeziorem i zjadłem drugi posiłek tego dnia. Powrót był dużo łatwiejszy, bo wracaliśmy głównie drogą asfaltową , jednak w pewnym momencie zacząłem widzieć niewyraźnie i miałem chwilowe zawroty głowy. Poprosiłem koleżankę, żeby miała oko na mnie. Na szczęście wszystko się unormowało i spokojnie wróciłem do domu.
Zbiorcza odpowiedź na te dwa pytania.
W sumie już jej udzieliłem, ale dodam jeszcze trochę. Rower musi być sprawny i przystosowany do takiej jazdy, niestety opony w moim rowerze nie nadawały się do tej trasy. Nadal ważę za dużo, żeby normalnie funkcjonować. Rowery produkuje się według norm dla ludzi uśrednionych a nie dla mnie, który nadal ma otyłość i waży 135 kg. Kondycja którą mam nie pozwala nadal na zdobywanie gór i biegunów. Gdybym ważył 90-100 kg taka jazda w mini maratonie byłaby możliwa. Może nie byłbym ostatni? Trasę pokonałem, niestety byłem cały czas na końcu. Czy mogę wszystko? Tak, ale porażki trzeba przyjmować z pokorą i wyznaczać sobie drobne cele, które doprowadzą w końcu do tego głównego. Nie wolno oddawać swoich marzeń, trzeba przełamać wszystkie bariery i dążyć do ich spełnienia.
Za rok pojadę.
P.S. Dziękuję wszystkim uczestnikom tej trudnej wycieczki za cierpliwość do mnie i pozdrawiam serdecznie.