czwartek, 1 kwietnia 2021

Koronawirus 03

 

Minęło już trochę czasu od odkrycia w moim organizmie koronawirusa. Było to 15 marca, od tego dnia wiele się wydarzyło w moim zdrowiu. Izolację przedłużono mi do 27 marca, bo niby gorączka i że jak się ma gorączkę, to rozpyla się wirusa. Na szczęście, od 25 marca nie miałem już tej paskudy z którą widziałem się ostatnio 20 lat temu. Samopoczucie jednak, to zupełnie inna sprawa, do dzisiaj nie czuję się dobrze. Przede wszystkim totalny brak siły, kłopoty żołądkowe, co się poruszam po domu albo wyjdę z psem to przychodzę zmachany jak po objechaniu 20 km rowerem w szybkim tempie. W jednym dniu spada energia, drugiego jest niby lepiej, ale może to tylko siła woli, bo już mam serdecznie dosyć tej choroby. Dobrze, że nie skończyło się szpitalem, jak w przypadku kilku moich znajomych. Załóżmy, że przeszło najgorsze, nie wyobrażam sobie dochodzenia do formy, raz, że kg przybyło, dwa, że wydolność do kitu. Mam nadzieję, że przyjęcie pierwszej dawki szczepionki miało wpływ na przebieg Covida i to, że nie wylądowałem w szpitalu. Dziękuję wszystkim za wszelkie wsparcie i duchowe i fizyczne. Szczepcie się i nie słuchajcie antyszczepionkowców i antycovidowców. Tak choroba istnieje, jej przebieg jest różny, od objawów podobnych do przeziębienia do ciężkiego zapalenia płuc i zgonu. Nie dajcie się, walczcie, bądźcie czujni, noście maski, choć tutaj w kilku kwestiach zmieniłbym zarządzenia. A przede wszystkim unikajcie komunikacji miejskiej, bo tam nikt nie zwraca uwagi na ludzi zapakowanych w autobus, jak sardynki w puszkę.

Niech moc będzie z Wami.

Jutro zaszczyk w oko 😐



środa, 24 marca 2021

Koronawirus 02


Minął tydzień od testu na koronawirusa.

Po wykryciu u mnie covid-19, Pani Doktor zaordynowała mi od razu antybiotyk. Bo zawsze jak mam lekki katar, to przechodzi on w zapalenie oskrzeli. Pewnie dobrze zrobiła, bo od wtorku zacząłem się czuć coraz gorzej. Z dnia na dzień opadałem z sił, poprosiłem Rodziców o zakup pulsoksymetru, którego cena wzrosła chyba o 200 % w porównaniu do czasów sprzed pandemii. Byliśmy w izolacji i co jakiś czas podjeżdżał policjant i kazał się pokazać w oknie. Na dzisiaj, ja jestem w izolacji, a żona już jest wolna, ale co z tego i tak się źle czuje. Gorączka w pierwszym tygodniu była niska i za bardzo nie przeszkadzała, ale ból wszystkich gnatów stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Coraz bardziej zaczęły mnie martwić wskazania pulskosymetru, bo w porywach tylko świecił u mnie na żółto i pokazywał max 94% saturacji, na ogół wskazywał między 90 a 92 %. Niektórzy dzwoniliby już po karetkę, ale od pewnego szpitalnego lekarza usłyszałem, żeby nie pchać się do szpitala, bo mogę załapać jeszcze jakieś inne bakterie, które mogą mnie wykończyć. Z dnia na dzień czułem się gorzej, trochę się zdołowałem. W niedzielę zaś był chyba najgorszy dzień, termometr pokazał 39 stopni a pulsoksymetr nie pokazał 90%. Apap ekstra x2 i gorączka spadała, dreszcze na zmianę z falami gorąca powodującego zalanie potem i tak na zmianę. W pewnym momencie leżałem w łóżku i nie miałem siły założyć ciepłych skarpet, poprosiłem moją lepszą połowę, żeby mi pomogła. Jakoś ta niedziela minęła. Od poniedziałku to samo, od rana miałem ogromne pragnienie, wypiłem chyba między 6-7 ze 2 litry wody. Do wieczora stan się nie poprawiał. Przyszedł wtorek, czyli wczoraj, od rana bolał mnie lekko brzuch, zbierało na wymioty i jakbym miał biegunkę, ale jeszcze bez latania do toalety. Pojawiło się ogromne ssanie na słodkie, nie wiem, dlaczego. Po wizytach w toalecie poczułem się trochę lepiej i nawet wskazania pulsoksymetru się poprawiły, wskoczyło na 94%. Nadal czułem się fatalnie aż do wieczora, kiedy postanowiłem, że napiszę właśnie ten wpis. Niby się trochę poprawiło. Co mi dolega: gorączka, której nie miałem od 20 lat, ból wszystkich mięśni, nie taki straszny, zbiera mnie na rzyganie, boli mnie brzuch. Ze smakiem jakby lepiej, czuję słodkie, słone, miętowe, suchość w ustach. Zapachy czuję tylko te bardzo intensywne. I nadal co chwilę tracę siłę i muszę się położyć.

Muszę się położyć.

piątek, 19 marca 2021

Covid-19



Przez cały rok byłem ostrożny, kazali nosić rękawiczki w sklepie-nosiłem. Wpuszczali do sklepu po jednej osobie, żeby liczba w środku się zgadzała- nie protestowałem, nakazali nosić maseczki- nosiłem.

Atak koronawirusa na osobę otyłą może się skończyć zgonem, tego drugiego. Też o tym słyszałem, już w zeszłym roku. Odsetek zmarłych z powodu zarażenia koronawirusem wśród osób otyłych jest dużo większy niż u chudych.

Od roku trwa nauczanie zdalne, które prowadzę z domu, nie ze szkoły, bo boję się kontaktu z nosicielami wirusa, bo zgon.

Jak wychodzę z psem, czy do sklepu zakładam maskę albo „kaganiec”, jak nazywają niektórzy ten środek bezpieczeństwa. Na ulicy, mimo że wieczór, a wyszedłem tylko z psem i wokół nie ma nikogo, też zakładam maskę. Nie chcę, aby jakieś służby się do mnie przyczepiły, że przez niestosowanie się do poleceń, stwarzam zagrożenie rozprzestrzeniania się wirusa.

Moja żona podobnie, jak ja, zakłada „kaganiec” wszędzie, gdzie trzeba. W domu mamy ich już kilkadziesiąt, do wyboru i do koloru. Mamy także środki dezynfekujące i używamy ich, jak trzeba. Przez ostatni rok nawet nie zachorowałem na przeziębienie, czy coś podobnego, zajrzałem do swojego Internetowego Konta Pacjenta. Starałem się uważać, ja i moja żona. Wszyscy chcą przeżyć tę pandemię.

Rozpocząłem odchudzanie nową dietą od zeszłego poniedziałku, z nadzieją, że wszystko się dobrze ułoży. W czwartek poczułem się lekko osłabiony i w piątek jeszcze poprowadziłem zdalne lekcje. W piątek moja żona  źle się poczuła. Totalnie ścięło ją z nóg, nie była w stanie iść do pracy, zaszło podejrzenie zarażenia koronawirusem. W sobotę rano pojechała na test, wieczorem podano wynik- pozytywny. Wraz z wynikiem otrzymałem powiadomienie o kwarantannie domowej.

Myślałem, że mnie nie ruszy, w końcu dostałem pierwszą dawkę Astra Zeneki, druga ma być w maju. Przygotowywałem więc w niedzielę wieczorem lekcje na poniedziałek i koło 23.00 poczułem się słabo, więc postanowiłem się położyć, myślałem, że to po prostu złe samopoczucie od siedzenia przy komputerze. Dokończę w poniedziałek rano.

Niestety, w poniedziałek miałem już lekką gorączkę i złe samopoczucie, totalny brak sił i ból wszystkiego. Zgłosiłem więc dyrekcji, że nie jestem w stanie prowadzić zajęć. Zadzwoniłem do mojego lekarza, a ten od razu skierował mnie na test na Covid-19. Późnym wieczorem dowiedziałem się, że jestem pozytywny:

-No, to jestem urządzony- pomyślałem.

-Burza cytokin zaleje moje płuca i będę wymagał hospitalizacji, bo będę się dusił- kolejna myśl tłoczyła mi się do głowy.

-Będzie zgon- krakały mi myśli w głowie.

-Nic nie będzie, wszystko przebiegnie łagodnie- tłumaczył mi mój mózg.

We wtorek dostałem receptę na antybiotyk, aby ten katar którego dostałem nie zamienił się w zapalenie oskrzeli. Biorę go i inne leki wspomagające oskrzela.

A co czuję teraz?

Bolą mnie mięśnie, jestem mocno zmęczony, mam katar, kaszlu nie mam, w oskrzelach nic nie gra, całkowicie straciłem węch, straciłem też 98% smaku. Mniej więcej jakbym miał grypę. Ledwo to piszę, ale obiecałem sobie, że napiszę.

Mieliśmy jechać do córki na urodziny, dawno nie byłem na jej urodzinach. Nie udało się.


Jeszcze nie wiem, jak to się skończy, ponoć jeszcze daleko do końca. Na pewno będzie druga część tego wpisu, gdy mi się poprawi.
 

Dobrze, że są tacy ludzie, którzy pomogą nam w tej ciężkiej sytuacji. Dziękuję Rodzicom i Koleżance za okazaną pomoc.

 

środa, 10 marca 2021

Weteran (DLA DOROSŁYCH)

Mam znowu dość i chcę się wyrwać z tej klatki (nie)mocy. Nie osiągnąłem wagi początkowej z odchudzania rozpoczętego w 2014 (na szczęście) ale sytuacja zrobiła się nieciekawa. Znowu zacząłem szukać ciekawych diet i znalazłem coś, o czym napiszę za parę tygodni. Nie trzeba liczyć kcali, trzeba jeść dużo warzyw i mało węglowodanów, niby proste. Nie chcę już chudnąć rewelacyjnie szybko, chcę chudnąć powoli i z umiarem, wystarczy 1kg tygodniowo. Rok ma tygodni 54, 54 x 1 kg =54 kg w ciągu roku. Wystarczy chyba? Spokojnie, bez uczucia głodu, bez diet, od których chce się rzygać. Bez wciskania w siebie czegoś niedobrego. Brzmi ładnie, zobaczymy, jak wygląda. Nie wiem, czy uda mi się pisać 3-4 razy w miesiącu, ale raz na miesiąc, pewnie tak. Jestem weteranem odchudzania. W tym momencie przypomniał mi się pewien kawał zasłyszany gdzieś kiedyś…




 "Na lekcję historii, pani zaprosiła weterana wojennego, aby opowiedział dzieciom, jak to było w czasie wojny.

Weteran zaczyna:

- Siedzimy w okopie, chłop przy chłopie, jemy chleb a tu jeb!

Pani zgorszona, wstrzymała dalszą wypowiedź.

Więc weteran zaczyna jeszcze raz:

- Siedzimy w okopie, chłop przy chłopie, jemy chleb z solą, jak nie przy*****olą!

- Ależ proszę pana tu są dzieci!

Po raz kolejny zaproszony gość zaczyna:

Siedzimy w okopie, chłop przy chłopie, jemy chleb a tu...

Dzieci domyślają się, co może być dalej i mówią:

-Jeb.

- I taki c**j, poszliśmy w bój!"


Ja też poszedłem w BÓJ.

sobota, 9 stycznia 2021

Druga wojna. (A może trzecia)

Kiedyś pisałem tutaj, że otyłość to nieuleczalna choroba, ale według dietetyków, można nad nią zapanować. Jak pamiętacie szło mi całkiem nieźle, schudłem 90 kg. Potem znudziła mnie monotonna dieta i jedzenie bez smaku, zacząłem dodawać soli do potraw wcześniej przygotowywanych w dietach. Niestety kg zaczęły przybywać, mimo nie obżerania się. Częściej pozwalałem sobie na pizzę, makdolaba, czy obalenie kilku kieliszków wysokiej jakości wysokoprocentowego alkoholu. Jak pamiętacie, pojechałem z żoną w Bieszczady. Kilka miesięcy później (i kilka kilogramów). Coś strzeliło mi w kolanie, które dotąd uważałem za prawie zdrowe. Uznałem, że to wynik łażenia po bieszczadzkich pagórkach. Odpuściłem większość treningów i dostałem od ortopedy zastrzyki z kwasu hialuronowego. Lewe kolano poprawiło swoje działanie, ale i tak powoli kg rosły.

Zniechęcenie do dalszej walki powiększało się i rósł stan depresyjny. I na dodatek pojawił się wirus. Zamknęli nas w domach i kazali pracować w domu. Siłownie też zamknęli, rowerem można było jeździć, więc jeździłem, kiedy była ładna pogoda. Nie jeżdżę  w deszczu i w niskich temperaturach, bo boję się przeziębień, które zamieniają się u mnie w zapalenia oskrzeli.

I tak dotarliśmy do  sierpnia 2020 roku. Mało treningów, dieta na oko i wiele złapanych kilogramów. Słowem- jojo. Na domiar złego, od marca 2020 pogorszył mi się wzrok, konieczne były nowe okulary. Poszedłem do okulisty i okazało się, że okulary mam dobre, tylko coś się dzieje w moim lewym oku. Rozszerzone, tomograficzne badanie oka wykazało chorobę. Zabrzmiało to jak wyrok- zwyrodnienie plamki żółtej wywołane starością. Dziwne, mam 53 lata i już mam być starcem???  Nie!

 Znowu depresja i panika, że niedługo oślepnę. Pani okulistka mówi, że ta choroba wynika z otyłości. Znowu samo zło. Tydzień później zadzwoniono do mnie ze szczecineckiej podimedeowskiej okulistyki z informacją, że udało mi się zakwalifikować do programu lekowego choroby AMD- zwyrodnienia plamki żółtej. Co miesiąc jeżdżę na zastrzyk w oko, żebym całkiem nie oślepł. Spotykam przed zabiegiem kilka osób z tą samą chorobą, niestety są ode mnie starsi. Pisząc te słowa siedzę na bloku operacyjnym szczecineckiej okulistyki i czekam na kolejny zastrzyk. W głowie mam tylko jedną myśl, wyjąć stare karteczki z dietami i czym prędzej zacząć dietę po staremu, kiedy szybko chudłem. Jeszcze jedna myśl mi chodzi po głowie, ale zostawię ją na kolejne wpisy.



 

A teraz przygotowuję się do rozpoczęcia drugiej wojny, przygotowuję starą, sprawdzoną broń a także broń masowego rażenia. Nie mam zamiaru, by życie mnie dołowało, nie może, muszę walczyć. Człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, a życie nie może go dołować. Więc pora wrócić do zdrowego odchudzającego żarcia, do treningów i do uznania, że osiągnięcie prawidłowej wagi jest życiowym priorytetem. Tak, otyłość to choroba, podobna do alkoholizmu.  

 

Trochę inny wpis niż stare, zmieniłem się. Ciekawe, czy będę miał ochotę dalej pisać :D

 

wtorek, 10 marca 2020

Zakupy

Wkurzyłem się, jeden znajomy mnie zhejtował😂😂😂. Prawdopodobnie nie będzie już moim znajomym😂😂😂. Zarzucił mi, że dieta ketogeniczna jest niezdrowa. Nie wiem, czy będę zadowolony z wyników tego działania. Cóż, nie jest to dieta dla wszystkich, w sumie to nawet nie musi być ketogeniczna, może być niskowęglowodanowa, (z j. obcego low carb) Jednak trzymam się jej twardo i z tygodnia na tydzień jem coraz mniej, w odpowiednich proporcjach tłuszczu, białka i węglowodanów. Witaminy i minerały dowalam w postaci tabletek, od 4 lat tak robię. A jak wyglądają zakupy do nowego odżywiania? A tak:
Sorry za jakość zdjęcia 😢

Pozdro dla hejterów, idźcie swoją drogą, nie będziecie mi stawać na przeszkodzie. Jednocześnie, moich dobrych znajomych zapraszam na kawę cooloodporną. Na pewno Wam nie zaszkodzi.



Niech Moc będzie z Wami 😂❤🤣😘

piątek, 21 lutego 2020

Kolejny Tłusty Czwartek.

Zapytacie, ile pączków dzisiaj zjadłem? 
Otóż, ani jednego, jedyną słodyczą dzisiaj był słodzik i garść borówek amerykańskich. Nie pamiętam takiego tłustego czwartku... Żeby ani jednego pączka nie zjeść.

Zamiast pączka była gotowana golonka, zrobiona właściwie tradycyjnie, z kiszoną kapustą.
Spokojnie, golonka miała kość, ok 1/3 objętości i podzieliłem się nią z żoną (mięsem, nie kością)

Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem przejścia na dietę ketogeniczną. Na dietach niskotłuszczowych, gdzie głównym paliwem dla organizmu były węglowodany, mimo wszystko nie czułem się najlepiej. Na dietach tłuszczowych, trwających zazwyczaj tydzień, chudło się szybko, ale w powiązaniu z brakiem soli i bezsmakowymi posiłkami, ciężko mi było wytrzymać ten tydzień i już po trzech dniach, zawsze gdzieś w okolicach trzeciej w nocy, budziłem się z uczuciem głodu. Wówczas podżerałem, to pomidora, to odżywkę białkową na sucho, popijając wodą albo inne "zapychadło" Zdarzało się w ostatnim czasie chlapnąć jakieś alkohole, niekiedy nawet "światowe" Kupiłem parę książek i zasubskrybowałem kilka kanałów na Judupie o diecie ketogenicznej. Czas pokaże, czy mam jakieś zdanie o tych książkach, możliwe, że zrecenzuję je jakoś po amatorsku i dam znać, czy mi pomogły, czy nie. Mimo lektur, nadal jestem raczkującym w temacie. Niestety, fora internetowe dostarczają wielu fałszywych informacji i błędnych założeń, co do proporcji makroskładników.

Na diecie ketogenicznej jestem już trzeci tydzień i im dalej w las tym więcej widzę błędów jakie popełniam. Staram się je eliminować. Nie czuję głodu, czasami nawet odrzuca mnie od jedzenia, wtedy po prostu nie jem. Te wszystkie błędy opóźniają wejście w stan odżywiania ketonami.

Dzisiaj nadszedł dzień testu, poszedłem do apteki i zakupiłem paski do pomiaru stężenia jednego z ketonów, kwasu acetooctowego w moczu. Wiem, że nie jest to miarodajna metoda sprawdzenia, czy jestem w ketozie, ale mam wynik: ponad 1,5 mmol/L. Czyli udało się, jestem w ketozie.

Dzisiaj o 23.46



Niestety, nie wiem ile kg poszło w dół, bo baterie siadły w obydwu wagach i ciągle zapominam je wymienić, ale na pasku, w obwodzie pasa zniknęło 5 cm i na pasku od zegarka z 0,5 cm. Spodnie jakieś luźniejsze się zrobiły.

Zacząłem nową bitwę tej Wielkiej Wojny.


niedziela, 21 lipca 2019

Nie poddam się !


Jak pisałem w poprzednim poście uszkodziłem sobie kolano i to, to mniej chore. No bo mam dwa, to drugie jest w fatalnym stanie zwyrodnienia. Ortopeda zapisał mi pięć zastrzyków w kolano z kwasu hialuronowego, żebym się uruchomił. Czasem do chodzenia używałem kuli, ból był dokuczliwy. Po trzecim już zrobiło się dużo lepiej. Niestety nasza kulejąca służba zdrowia nie refunduje takiego leczenia, musiałem z własnej kasy wyskrobać 1100 zł, żeby się uruchomić. Zbierałem na coś innego, niestety poszło  w ... . Dostawałem jeden zastrzyk co tydzień, w tym czasie jeździłem bardzo ostrożnie rowerem. Stan się poprawił na tyle, że mogę swobodnie jeździć, gorzej z chodzeniem na dłuższe dystanse. Ortopedzi zalecają rekreacyjną jazdę rowerem i pływanie kraulem  na poprawienie smarowania kolan. Jak już wiecie, wybrałem to pierwsze.




Napisałem takjąże poprzednio o osobach, które nie rozumieją, że otyłość to choroba. Tak, choroba na którą można umrzeć, jak na AIDS. Jak wszyscy wiedzą od AIDS się nie umiera, tylko od konsekwencji  samej choroby. Organizm się wyniszcza, traci odporność, łapie wszystkie możliwe infekcje i w końcu któraś z nich wykończy delikwenta. Podobnie jest z otyłością. Chorobę można złapać w młodym wieku, można dostać geny, które są takie a nie inne i sprzyjają pogłębianiu się otyłości. Jak już raz wpadło się w otyłość, to wyjść z niej nie można, ale, jak powiedział Konrad Gaca, można nad nią zapanować.

A co odróżnia odchudzonego grubasa od "normalnego" człowieka? Normalny człowiek, który nigdy się nie odchudzał i nigdy nie miał problemów z nadwagą może sobie zjeść i wypić. Nie spowoduje to u niego przyrostu wagi o 3-10 kg. Natomiast my, grubasy tyjemy na potęgę po takich wyskokach. Jeśli robimy taki cheat meal to i tak musimy uważać, micha powinna się zgadzać. Napisałem też kiedyś, że ja tyję od samego patrzenia na jedzenie, nie dosłownie, ale to prawda. Jeden z moich znajomych powiedział kiedyś ,że my mamy "zryty" metabolizm. No i jak wytłumaczyć to chudemu, że on po tej golonce nie przytyje, a ja złapię 2 kg na wejściu. Na ten temat można napisać niejeden doktorat, zrobić badania i coś udowodnić. Na przykład, że mój metabolizm jest na poziomie 3000. kcal, a metabolizm chudego na poziomie 7000 kcal. I co z tego ? No właśnie mamy przyczynę tego tycia grubasów. Ta przyczyna to efekt jo-jo. Niestety, trzeba nazywać sprawy po imieniu, tak to jo-jo. Może nie takie, że jak się schudnie 90 kg to przytyje się 120 kg, ale tycie po utracie wagi jest właśnie tym efektem. Przyczyną mojego jo-jo jest niedokończenie kuracji odchudzającej, brak wyprowadzenia z diety. Statystyki wskazują, że po dwóch latach od zakończenia kuracji odchudzającej, tylko połowie osób udaje się zachować uzyskaną masę ciała. Dane dotyczące okresu pięcioletniego są jeszcze gorsze, gdyż pokazują, że aż 80% odchudzających nie udaje się utrzymać uzyskanej masy ciała.Większość z opisanych powyżej osób podejmuje kolejną próbę odchudzania, nierzadko ponownie zakończoną niepowodzeniem.


Od  22 lipca rozpoczynam działanie na zasadzie 100% . Inna dieta, mniej restrykcyjna, ale pozwalająca chudnąć przynajmniej 1kg na tydzień. Od tygodnia prowadzę przygotowania do diety, co z tego wyniknie to się okaże niebawem. Pozdro.



niedziela, 12 maja 2019

Konsekwencje

Spoczęło się na laurach i niestety są konsekwencje. Założenia planu były proste, dieta, trening i tak aż do osiągnięcia normalnej,  dwucyfrowej wagi. Niestety realizacja już nie idzie tak gładko. Po jakimś czasie dietowania, chce się zjeść coś obrzydliwie niezdrowego, wypić coś zawierającego milion kcali. Kilogramy lądują w worku i nie chcą z niego wyjść. To normalne, dla chorego na otyłość. Ktoś kto nie zna tej choroby nie powinien się wypowiadać. A propos, miałem okazję przebywać w towarzystwie człowieka, który za żadne skarby nie dał się przekonać do określenia otyłości jako choroby. Ale o tym napiszę innego posta.


Zacznijmy od początku, albo od końca. Jem zdrowo, staram się unikać byle jakiego jedzenia, nie przejadam się, niestety waga rośnie. Wyliczyłem, że spalam dziennie, bez treningu ok 3000 kcali. Jeżeli jest trening to osiągam 4000 kcal i więcej. Czasem sięgnę po alkohol, czasem zjem coś ekstra, wtedy pojawiają się nadliczbowe kalorie, których nie spalę. To właśnie one powodują, że waga rośnie. Żaden trening nie spali tej nadliczbowej porcji energii jeżeli nie wykonam go od razu, tak impulsywnie, jak impulsywnie zjadłem coś "be" Czasem jest to "tylko" jeden posiłek. 

Rok temu czułem się całkiem dobrze, nic mnie nie bolało poza nogami, dźwigającymi nadal spory bagaż. Zaplanowałem z żoną wyjazd w Bieszczady, do których chciałem wrócić od wielu lat. W ramach przygotowań, zaczęliśmy chodzić na długie 10-15 kilometrowe spacery wokół naszego jeziora. Nogi bolały, ale dawałem radę. W Bieszczadach też dałem radę, zrealizowaliśmy plan w 90%. Tylko po przyjeździe prawa noga odzywała się częściej.

Na początku kwietnia obudziłem się rano i przy wstawaniu poczułem straszliwy ból kolana. Ale nie prawego! Lewego, które dotąd prawie wcale mi nie przeszkadzało. Dowlokłem się do pracy, ból występował chwilami, ale za to był bardzo intensywny. Dostałem tabletki przeciwbólowe, które mi pomagały, chodzić mogłem, a ból nie przeszkadzał do pewnego czasu. Po tym czasie noga była przeciążona i tabletka nie działała.

Zbliżał się termin wycieczki, która była zaplanowana pół roku wcześniej. Zaopatrzyłem się w maści przeciwbólowe, tabletki, opaski ściągające, kijki, stwierdziłem, że dam radę ze wszystkim, oprócz wejścia na Śnieżkę. Pierwszy dzień wycieczki minął jak zaplanowałem, noga zaczęła boleć po przejściu 5 km.

Drugiego dnia mieliśmy wjechać na Kopę wyciągiem, wejść na Śnieżkę i zejść do Karpacza. Wiedziałem, że tylko wjadę wyciągiem, popatrzę, porobię zdjęcia i zjadę na dół. Niestety pogoda nie dopisała, pani przewodnik, odpowiedzialnie odwołała wjazd, było ślisko i bardzo zimno. Pojechaliśmy do Skalnego Miasta w Adrspach. Kolejnego dnia, w zamian zwiedziliśmy inne atrakcje, w tym wizytę w sztolni, gdzie wydobywano uran. No i stało się, wejście pod górę jeszcze było znośne, oczywiście pojawiłem się tam ostatni, zwiedziłem kopalnię i  wracamy na dół. Niestety, zejście było już porażką, coś strzeliło w kolanie. Nie byłem w stanie normalnie iść. Koleżanka znalazła jakiegoś drąga, żebym zszedł na dół i jakoś się doczłapałem do naszego autobusu. Wiedziałem, że w tym momencie to będzie koniec mojej wycieczki. Ostatni dzień właściwie straciłem, pojawił się kolejny ból, łydki. Tak, dodatkowo naciągnąłem łydkę.





Zwyrodnienie stawu kolanowego wraz z ze stanem zapalnym, który pojawił się po wycieczce. 
RTG, badania krwi, skierowanie do ortopedy, zaraz, do ortopedy czeka się 8 miesięcy. Muszę iść prywatnie. Co będzie dalej, okaże się w ciągu najbliższych dni. Na razie biorę lekarstwa przeciwbólowe i na odbudowę stawów.

Konkluzja.
Czy Wielka Wojna trwa nadal? Trwa, tyle że wróg uśpił czujność wojsk, po cichu okrążył nasze armie i zaatakował z zaskoczenia. Trzeba się szybko pozbierać i wykończyć najeźdźcę. Wojska wroga wziąć w niewolę i trzymać pod kluczem do śmierci. 

Ich albo mojej. 
Moi drodzy, nie mam wyboru, muszę zacisnąć pasa, spiąć poślady i atakować moją wagę aż zobaczę dwie cyfry na wyświetlaczu. 


poniedziałek, 11 marca 2019

Intermitten Dieting

Poniżej prezentuję link do "dobrej wiedzy" Damiana Parola, magistra dietetyki i doktora WUM., psychodietetyka  i  instruktora kulturystyki. Mam nadzieję, że jego naukowe podejście do bloga na temat odżywiania pomoże niektórym z moich czytelników zrozumieć działanie naszych organizmów na diety. Nie szukajmy drogi "na skróty" trzeba podejść holistycznie do odchudzania, inaczej czeka nas zagłada w postaci jo-jo. Warto poczytać.

https://www.damianparol.com/intermitten-dieting/


https://www.damianparol.com/intermitten-dieting/