wtorek, 19 września 2017

Znachor.

Panie znachor, przestań Pan nawijać makaron na uszy. O soli, że trzeba jej używać. Używałem jej od urodzenia , nigdy nikt nie żałował soli w moim jadłospisie. Babcia soliła, mama soliła, ojciec solił aż ktoś nam za to …przysolił . Głupoty Pan rozsiewa po Internetach . Nigdy nie byłem chudy, nigdy nie miałem sześciopaka na brzuchu i nigdy nie będę go posiadał , i jest mi z tym dobrze. 

Zawsze lubiłem jedzenie dobrze posolone, ale nigdy , za słone. Przesolonych potraw nie lubiłem i nadal nie lubię. Życie mnie tak jakoś dziwnie doświadczyło, że mocno utyłem, ważyłem ponad 230 kg. Nikt, żaden lekarz i żaden konował nie doradził mi, żeby całkiem odstawić sól. Dopiero Konrad Gaca i jego system ochudzania wpłynęły na takie działania. Kiedy nie mogłem chodzić, przejście 100 metrów sprawiało mi ból , a powrót z tego 100 metrowego spaceru był moim wyzwaniem, chwyciłem się ostatniej deski ratunku, zapisałem się do GS-u . Konsultant kazał całkowicie odstawić sól, Panie Robercie, mówili, sól jest potrzebna do życia, ale jest w pożywieniu. I jest jej pod dostatkiem, wystarczy, aby żyć. Odstawiłem sól. 

20 lat brałem leki od nadciśnienia, nigdy nie usłyszałem od lekarza słowa o tym, żeby nie używać soli . Teraz miałem zadanie do wykonania, bo już żyć się nie dało . stracić 100 kg albo umrzeć.




Po miesiącu zaczęło spadać ciśnienie krwi, a leki na nadciśnienie przestały spełniać swoją funkcję, bo nadciśnienia nie było, tylko koncerny chciały zarabiać na mnie. Po konsultacji z lekarzem, nie konowałem , odstawiałem po kolei wszystkie 4 pigułki. Czas mijał, moje ciśnienie wróciło do normy, dzięki odstawieniu soli i gwałtownym chudnięciu dzięki diecie oraz regularnemu piciu wody średniomineralizowanej . W porywach wypijam nawet 6 litrów wody dziennie.

I co dalej , Panie znachor  ?  Żadnej soli nie trzeba używać. Cukier i sól to dwie białe trucizny, których niemu simy dodatkowo używać. Trzeba z tym walczyć, pewnie nie da się całkowicie odstawić, byłoby to pewnie niezbyt dobrym wyjściem. Czasem trzeba jej użyć, w ekstremalnych przypadkach, jak długi wysiłek fizyczny, np. maraton długa jazda rowerem, długi marsz itd. Ale bez przesady.

Czas mija, a ja nadal nie solę, czasem wsunę coś solonego, np. kawał kiełby i co? A no nic , nie działa już na mnie. Może podwyższy trochę ciśnienie, ale zaraz wraca do normy.

Nie jestem hejterem, ale członkowie sekty pana znachora powinni zastanowić się , co czynią wspierając go, kupując jego publikacje i płacąc za wejście na wykład. Dałem tylko jeden przykład na obalenie wielkiej pierdoły publikowanej przez tego pana. Resztą niech się zajmą lekarze-fachowcy. Ja jestem skromnym człowieczkiem, który stara się wrócić do zdrowia i formy. Utrzymać ją i pożyć jeszcze trochę. 

O kogo chodzi? Domyślcie się sami...
 Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

niedziela, 10 września 2017

Pojechał... :)

Będzie krótko i na temat, może za parę dni coś więcej skrobnę. Otóż, dokonałem czegoś, w co nie do końca wierzyłem, że się uda. W połowie drogi zwątpiłem , ale się nie poddałem. Ukończyłem maraton w MTB. Miało być niemożliwe, okazało się możliwe. Za rok będę walczył o lepszy wynik .

wtorek, 5 września 2017

Niepewność.

Kiedy byłem zawodnikiem judo , nie miałem większych problemów przed zawodami. Ot, pojechał z ekipą , trochę się zestresował przed , odczekał kilka godzin na swoje walki , wygrał albo przegrał. Powrót do domu był czasem ciężki, z kontuzją większą lub mniejszą, zawsze były. Raz wróciłem z zawodów ostro uszkodzony, ale wróciłem z drużyną. Potem 25 lat prawie bez ruchu . Przytyłem 100 kg. Odkurzyłem rower, zacząłem jeździć . Jazda rowerem jest elementem mojej Wielkiej Wojny i trzymania formy. Rok temu spróbowałem moim starym rowerem przejechać dystans maratonu MTB. Próba była udana i jednocześnie nieudana . Postanowiłem , że za rok, czyli 10 września 2017 pojadę w II Szczecineckim Maratonie MTB

Niestety, całe wakacje miałem w tym roku zajęte ciężką pracą przy remoncie kuchni w domu . Ucierpiały na tym moje przygotowania do zawodów. No, ale wróciłem , rozkręcam się i zapisałem się na maraton. W niedzielę pojechałem na objazd trasy, niestety zabłądziłem w lesie kilka razy, gdyż droga jeszcze dokładnie nie była wyznaczona, a nie zainstalowałem nawigacji i nie wziąłem ze sobą powerbanka. Wjechałem w błota, bagna, na szczęście mam zmysł samolokacji i wiedziałem gdzie mam jechać, żeby wrócić. Wyjechałem z tego lasu , po paru godzinach , niestety zbyt umęczony psychicznie, żeby zaliczyć jeszcze kilka odcinków.

Wróciłem do domu, po kilku godzinach zacząłem się zastanawiać, czy jest sens startu, przecież to poważne zawody, zaliczane do Zachodniej Ligi MTB, co prawda na dłuższym dystansie, ale poziom będzie wysoki. Do startu pozostało jeszcze parę dni. Wydaje mi się , że dam radę przejechać trasę, mimo błota, deszczu i ponurego klimatu , jaki szykuje się na niedzielę. Nie ważne, mogę być ostatni. W moim wieku i przy moim odchudzaniu, celem nie jest wysoka lokata, tylko fakt ukończenia wyścigu. Potem będziemy myśleć o lokatach. Męczy mnie ta cała niepewność, czy dam radę, czy nie.

Ale zaraz,  przecież  MOGĘ WSZYSTKO !