niedziela, 21 lipca 2019

Nie poddam się !


Jak pisałem w poprzednim poście uszkodziłem sobie kolano i to, to mniej chore. No bo mam dwa, to drugie jest w fatalnym stanie zwyrodnienia. Ortopeda zapisał mi pięć zastrzyków w kolano z kwasu hialuronowego, żebym się uruchomił. Czasem do chodzenia używałem kuli, ból był dokuczliwy. Po trzecim już zrobiło się dużo lepiej. Niestety nasza kulejąca służba zdrowia nie refunduje takiego leczenia, musiałem z własnej kasy wyskrobać 1100 zł, żeby się uruchomić. Zbierałem na coś innego, niestety poszło  w ... . Dostawałem jeden zastrzyk co tydzień, w tym czasie jeździłem bardzo ostrożnie rowerem. Stan się poprawił na tyle, że mogę swobodnie jeździć, gorzej z chodzeniem na dłuższe dystanse. Ortopedzi zalecają rekreacyjną jazdę rowerem i pływanie kraulem  na poprawienie smarowania kolan. Jak już wiecie, wybrałem to pierwsze.




Napisałem takjąże poprzednio o osobach, które nie rozumieją, że otyłość to choroba. Tak, choroba na którą można umrzeć, jak na AIDS. Jak wszyscy wiedzą od AIDS się nie umiera, tylko od konsekwencji  samej choroby. Organizm się wyniszcza, traci odporność, łapie wszystkie możliwe infekcje i w końcu któraś z nich wykończy delikwenta. Podobnie jest z otyłością. Chorobę można złapać w młodym wieku, można dostać geny, które są takie a nie inne i sprzyjają pogłębianiu się otyłości. Jak już raz wpadło się w otyłość, to wyjść z niej nie można, ale, jak powiedział Konrad Gaca, można nad nią zapanować.

A co odróżnia odchudzonego grubasa od "normalnego" człowieka? Normalny człowiek, który nigdy się nie odchudzał i nigdy nie miał problemów z nadwagą może sobie zjeść i wypić. Nie spowoduje to u niego przyrostu wagi o 3-10 kg. Natomiast my, grubasy tyjemy na potęgę po takich wyskokach. Jeśli robimy taki cheat meal to i tak musimy uważać, micha powinna się zgadzać. Napisałem też kiedyś, że ja tyję od samego patrzenia na jedzenie, nie dosłownie, ale to prawda. Jeden z moich znajomych powiedział kiedyś ,że my mamy "zryty" metabolizm. No i jak wytłumaczyć to chudemu, że on po tej golonce nie przytyje, a ja złapię 2 kg na wejściu. Na ten temat można napisać niejeden doktorat, zrobić badania i coś udowodnić. Na przykład, że mój metabolizm jest na poziomie 3000. kcal, a metabolizm chudego na poziomie 7000 kcal. I co z tego ? No właśnie mamy przyczynę tego tycia grubasów. Ta przyczyna to efekt jo-jo. Niestety, trzeba nazywać sprawy po imieniu, tak to jo-jo. Może nie takie, że jak się schudnie 90 kg to przytyje się 120 kg, ale tycie po utracie wagi jest właśnie tym efektem. Przyczyną mojego jo-jo jest niedokończenie kuracji odchudzającej, brak wyprowadzenia z diety. Statystyki wskazują, że po dwóch latach od zakończenia kuracji odchudzającej, tylko połowie osób udaje się zachować uzyskaną masę ciała. Dane dotyczące okresu pięcioletniego są jeszcze gorsze, gdyż pokazują, że aż 80% odchudzających nie udaje się utrzymać uzyskanej masy ciała.Większość z opisanych powyżej osób podejmuje kolejną próbę odchudzania, nierzadko ponownie zakończoną niepowodzeniem.


Od  22 lipca rozpoczynam działanie na zasadzie 100% . Inna dieta, mniej restrykcyjna, ale pozwalająca chudnąć przynajmniej 1kg na tydzień. Od tygodnia prowadzę przygotowania do diety, co z tego wyniknie to się okaże niebawem. Pozdro.



niedziela, 12 maja 2019

Konsekwencje

Spoczęło się na laurach i niestety są konsekwencje. Założenia planu były proste, dieta, trening i tak aż do osiągnięcia normalnej,  dwucyfrowej wagi. Niestety realizacja już nie idzie tak gładko. Po jakimś czasie dietowania, chce się zjeść coś obrzydliwie niezdrowego, wypić coś zawierającego milion kcali. Kilogramy lądują w worku i nie chcą z niego wyjść. To normalne, dla chorego na otyłość. Ktoś kto nie zna tej choroby nie powinien się wypowiadać. A propos, miałem okazję przebywać w towarzystwie człowieka, który za żadne skarby nie dał się przekonać do określenia otyłości jako choroby. Ale o tym napiszę innego posta.


Zacznijmy od początku, albo od końca. Jem zdrowo, staram się unikać byle jakiego jedzenia, nie przejadam się, niestety waga rośnie. Wyliczyłem, że spalam dziennie, bez treningu ok 3000 kcali. Jeżeli jest trening to osiągam 4000 kcal i więcej. Czasem sięgnę po alkohol, czasem zjem coś ekstra, wtedy pojawiają się nadliczbowe kalorie, których nie spalę. To właśnie one powodują, że waga rośnie. Żaden trening nie spali tej nadliczbowej porcji energii jeżeli nie wykonam go od razu, tak impulsywnie, jak impulsywnie zjadłem coś "be" Czasem jest to "tylko" jeden posiłek. 

Rok temu czułem się całkiem dobrze, nic mnie nie bolało poza nogami, dźwigającymi nadal spory bagaż. Zaplanowałem z żoną wyjazd w Bieszczady, do których chciałem wrócić od wielu lat. W ramach przygotowań, zaczęliśmy chodzić na długie 10-15 kilometrowe spacery wokół naszego jeziora. Nogi bolały, ale dawałem radę. W Bieszczadach też dałem radę, zrealizowaliśmy plan w 90%. Tylko po przyjeździe prawa noga odzywała się częściej.

Na początku kwietnia obudziłem się rano i przy wstawaniu poczułem straszliwy ból kolana. Ale nie prawego! Lewego, które dotąd prawie wcale mi nie przeszkadzało. Dowlokłem się do pracy, ból występował chwilami, ale za to był bardzo intensywny. Dostałem tabletki przeciwbólowe, które mi pomagały, chodzić mogłem, a ból nie przeszkadzał do pewnego czasu. Po tym czasie noga była przeciążona i tabletka nie działała.

Zbliżał się termin wycieczki, która była zaplanowana pół roku wcześniej. Zaopatrzyłem się w maści przeciwbólowe, tabletki, opaski ściągające, kijki, stwierdziłem, że dam radę ze wszystkim, oprócz wejścia na Śnieżkę. Pierwszy dzień wycieczki minął jak zaplanowałem, noga zaczęła boleć po przejściu 5 km.

Drugiego dnia mieliśmy wjechać na Kopę wyciągiem, wejść na Śnieżkę i zejść do Karpacza. Wiedziałem, że tylko wjadę wyciągiem, popatrzę, porobię zdjęcia i zjadę na dół. Niestety pogoda nie dopisała, pani przewodnik, odpowiedzialnie odwołała wjazd, było ślisko i bardzo zimno. Pojechaliśmy do Skalnego Miasta w Adrspach. Kolejnego dnia, w zamian zwiedziliśmy inne atrakcje, w tym wizytę w sztolni, gdzie wydobywano uran. No i stało się, wejście pod górę jeszcze było znośne, oczywiście pojawiłem się tam ostatni, zwiedziłem kopalnię i  wracamy na dół. Niestety, zejście było już porażką, coś strzeliło w kolanie. Nie byłem w stanie normalnie iść. Koleżanka znalazła jakiegoś drąga, żebym zszedł na dół i jakoś się doczłapałem do naszego autobusu. Wiedziałem, że w tym momencie to będzie koniec mojej wycieczki. Ostatni dzień właściwie straciłem, pojawił się kolejny ból, łydki. Tak, dodatkowo naciągnąłem łydkę.





Zwyrodnienie stawu kolanowego wraz z ze stanem zapalnym, który pojawił się po wycieczce. 
RTG, badania krwi, skierowanie do ortopedy, zaraz, do ortopedy czeka się 8 miesięcy. Muszę iść prywatnie. Co będzie dalej, okaże się w ciągu najbliższych dni. Na razie biorę lekarstwa przeciwbólowe i na odbudowę stawów.

Konkluzja.
Czy Wielka Wojna trwa nadal? Trwa, tyle że wróg uśpił czujność wojsk, po cichu okrążył nasze armie i zaatakował z zaskoczenia. Trzeba się szybko pozbierać i wykończyć najeźdźcę. Wojska wroga wziąć w niewolę i trzymać pod kluczem do śmierci. 

Ich albo mojej. 
Moi drodzy, nie mam wyboru, muszę zacisnąć pasa, spiąć poślady i atakować moją wagę aż zobaczę dwie cyfry na wyświetlaczu. 


poniedziałek, 11 marca 2019

Intermitten Dieting

Poniżej prezentuję link do "dobrej wiedzy" Damiana Parola, magistra dietetyki i doktora WUM., psychodietetyka  i  instruktora kulturystyki. Mam nadzieję, że jego naukowe podejście do bloga na temat odżywiania pomoże niektórym z moich czytelników zrozumieć działanie naszych organizmów na diety. Nie szukajmy drogi "na skróty" trzeba podejść holistycznie do odchudzania, inaczej czeka nas zagłada w postaci jo-jo. Warto poczytać.

https://www.damianparol.com/intermitten-dieting/


https://www.damianparol.com/intermitten-dieting/

czwartek, 28 lutego 2019

Pączek- 1800 km




Zainspirowany pewnym zadaniem z fizyki, postanowiłem dokonać pewnych obliczeń. 
Najpierw trochę teorii z Wikipedii.
Pączek – wyrób cukierniczy w postaci ciasta drożdżowego (z mąki pszennej) uformowanego na kształt lekko spłaszczonej, mieszczącej się w dłoni kuli i usmażonego na głębokim tłuszczu, na kolor ciemno-złoty lub upieczonego w wysokiej temperaturze na kolor jasno-złoty. Tradycyjnie nadziewa się pączki konfiturą lub marmoladą przed smażeniem. Współcześnie zdarzają się pączki nadziewane dopiero po usmażeniu: zazwyczaj marmoladą wieloowocową lub konfiturą różaną, rzadziej likierem, budyniem, czekoladą, a nawet twarogiem. Gotowy pączek jest zwykle lukrowany lub oprószony cukrem pudrem, może być też posypany kandyzowaną skórką pomarańczową lub polany czekoladą. 
Powszechne jest przekonanie, że idealny (polski) pączek jest puszysty i jednocześnie lekko zapadnięty, z jasną obwódką dookoła – ma to świadczyć o tym, że ciasto smażone było na świeżym tłuszczu Wartość energetyczna jednego typowego pączka (60 g) wynosi ok. 244 kcal (tj. 406 kcal w 100 g). Rzeczywista kaloryczność pączka będzie w znacznym stopniu uzależniona od ilości tłuszczu pochłoniętego przez ciasto (stosunek kaloryczności tłuszczów do węglowodanów w jednostce masy wynosi 9:4) ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Pączek) 

Ja przyjąłem , że pączek ma masę 70g i jest nadziewany czekoladą, jest więc dobrze wypasiony 😂. W zaokrągleniu, wartość energetyczną przyjąłem 300 kcal= 1254000 J= 1,254 MJ.

Pytanie jest takie: Na jaką wysokość można by podnieść pączka o takich parametrach, gdyby wykorzystać jego energię chemiczną- wartość energetyczną ?

Po prostych obliczeniach, wyszło (w zaokrągleniu) 1800 km 

Wnioski : mądry człowiek sam je wyciągnie 💪😇😅😂
 SMACZNEGO !!!

sobota, 23 lutego 2019

Na bakterie-antybiotyk. Na wirusy-antywirus.

Ponad dwa tygodnie trwa bitwa z bakteriami i wirusami zajmującymi przyczółki w górnych drogach oddechowych. Wczoraj skończył się antybiotyk, dzisiaj postanowiłem spiąć poślady i spróbować wrócić do świata żywych. Oj, tym razem wróg zaatakował mnie chyba całą swoją armią. Być może nie doszło by do bitwy, gdyby nie bakterie przywiezione przez "wywiadowców" Cóż, stało się i ponieśliśmy straty w morale i kondycji naszej armii. Zakładam, że jutro, albo pojutrze udam się na łowy z aparatem. W poniedziałek jeszcze nie odwiedzę fitness  klubu, ale we środę to chyba na pewno tam zawitam. 

Taka choroba czyni ogromne spustoszenie w głowie chorego, człowiek wpada, oprócz infekcji, w stan depresyjny i zastanawia się nad sensem istnienia. Boli to i tamto, oprócz głowy i górnych dróg oddechowych zaczęły mi nogi dokuczać. Myślę, że to z powodu braku ruchu, zobaczymy wkrótce. Nie pisząc już o dodatkowych kilogramach zdobytych na leżeniu w łóżku- jutro muszę wstać w jak najlepszej formie psychicznej, gotowy do dalszych bitew. 

Pozdrawiam serdecznie czytelników.  

środa, 6 lutego 2019

Trening

Mam iść za chwilę na trening, ale nie chce mi się, bo się źle czuję, źle spałem, boli mnie głowa, szyja itd, itp.... i du..

Właśnie piję kawę... 
-Po co? 
-No żeby mi się zachciało :)

Pozdrawiam

niedziela, 3 lutego 2019

Wieloryb

Wieloryb
Przeglądając nie takie znowu stare zdjęcia, znalazłem zasoby o których prawie zapomniałem. Jak już pisałem na blogu we wcześniejszych wpisach, w 2011 roku byłem na wycieczce w Turcji. Po zakwaterowaniu w hotelu w okolicach Antalyi, następnego dnia wybraliśmy się na obejście domostwa. Całą grupa szwendała się po plaży, a ponieważ nie było jeszcze sezonu letniego, nikt nie odważył się wejść do wody. W końcu plaża opustoszała i poszedłem z kolegą na kąpiel w morzu. No bo jak inaczej? Gdybym pokazał się publicznie w gaciach kąpielowych to wszyscy by uciekli. Mało tego, morze Śródziemne by wystąpiło z brzegów. Doczłapałem się nad wodę i wlazłem do niej. Był 28 kwietnia a ja kąpałem się już w morzu, mało tego, było cieplejsze niż Bałtyk w środku lata. Morze Bałtyckie ma mniej soli niż Morze Śródziemne, przynajmniej w smaku. Unosiłem się na wodzie, leżąc na powierzchni i bardzo trudno mi było zanurkować, musiałbym sporo siły włożyć aby wykonać ten manewr. Wyglądałem jak wieloryb z bajki o panu Maluśkiewiczu. Gdyby Maluśkiewicz miał 3 cm wzrostu, to byłbym niezłą wyspą porośniętą krzakami. Poleżałem tak kilkanaście minut gapiąc się w zachmurzone tureckie niebo i czekałem na to, co się wydarzy w nadchodzących dniach. Otyłość ma jedną zaletę, grubych trudno utopić.

04-01-2019
Godzilla idzie!





poniedziałek, 14 stycznia 2019

Wielka wojna polsko-polska

Dzisiaj nie będzie o odchudzaniu, chociaż moja wojna trwa.


Wiecie, co stało się wczoraj, zginął człowiek w wyniku wojny polsko- polskiej. Inny złożył broń i się poddał.  Zauważcie, jak kraj został podzielony. Przy stole wigilijnym brat z bratem potrafią się rzucić sobie do gardeł. Sąsiad dobrze żyjący z sąsiadem może na nim dzisiaj psy wieszać. Będą się bić. Ojciec z synem, matka z córką. Zamordowano dobrego człowieka i zrobił to ktoś, komu ta wojna namieszała w głowie. A może to nie wojna? Może to inny człowiek. Pewien polityk uważa, że należy przywrócić karę śmierci. Jestem za, dla morderców.
Jacek Kaczmarski był poetą ponadczasowym i każdy może czerpać z jego twórczości...


Wróżba..
Kary nie będzie dla przeciętnych drani,
A lud ofiary złoży nadaremnie.

Morderców będą grzebać z honorami.
Na bruku ulic nędza się wylęgnie.

Pomimo wszystko świat trwać będzie nadal -
W Słońce i Kłamstwo wierzą ludzie prości.
Niedostrzegalna szerzy się zagłada,
A wszystkie ręce lśnią aż od czystości.

Handel, jakich nie było, z chciwością się zmaga,
Na gorycz popytu, na zdradę ceny nie ma.
Uczynków złych i dobrych kołysze się waga
Z pełnymi krwi szalami obiema.
Nieistniejące w milczeniu narasta,
Aż prezydenci i gwiazd korce bledną,
Coś się na pewno wydarzy - to jasne,
Ale nam wtedy będzie wszystko jedno.

Jacek Kaczmarski
28.2.1982