piątek, 9 listopada 2018

Siłownia

Jak doskonale wiecie, aktywność fizyczna przy odchudzaniu to 25%-30% sukcesu. Dawno temu, gdy rozpocząłem swoją przygodę ze sportem, chciałem szybko nauczyć się technik powalania przeciwnika, wygrywać walki i być szybkim jak na swoją kategorię wagową. W tygodniu były różne rodzaje treningów, techniczny, szybkościowy, siłowy, walka w stójce, walka w parterze. Czasem, gdy do zawodów było daleko mieliśmy treningi siłowe prowadzone na siłowni, był atlas, ciężary i brzuchy. Nie lubiłem tych treningów, nawet nienawidziłem, do tego stopnia, że opuszczałem je, za to bardzo chętnie brałem udział w walkach treningowych. Ta niechęć do siłowni trwa u mnie do dzisiaj. 

Niestety, musi się to zmienić. Od jakiegoś czasu wiem o tym, że trening na budowanie masy mięśniowej jest potrzebny w odchudzaniu. Dlaczego? Sprawa jest prosta, w czasie odchudzania tracimy nie tylko tłuszcz, ale i mięśnie. A mięśnie są nam potrzebne do spalania energii, im więcej ich mamy, tym więcej spalamy energii, czyli jak ktoś woli- kcali. Więc człowiek, taki jak ja, mający nadal sporą nadwagę powinien bardziej skupić się na treningach siłowych niż cardio, czy treningach interwałowych, jakim jest jazda na rowerze. Niestety długotrwała jazda nie sprzyja budowie masy mięśniowej. Znam już kilku niezłych kolarzy, ci najlepsi są niskiego wzrostu i mizernej wagi, niestety żaden nie wygląda na atletę. Cóż, taki ich wybór, znam nawet takiego, co wygląda na anorektyka, zapadnięty, mizerny, ilekroć go widzę, to wydaje mi się, że zaraz się przewróci od powiewu wiatru. Stracił mięśnie, a może w ogóle ich nie miał. 

Moja wojna jest inna, nie mogę tylko jeździć rowerem, a jak już, to powinienem uważać na długość treningów. Dlatego nie wybieram się na całodzienne wyprawy rowerowe po kilkadziesiąt kilometrów, dałbym radę, straciłbym kilogramy szybko, ale tyle z tłuszczu co i z mięśni. 

Jak tylko jest ładna pogoda i czas na rower, to aż się trzęsę, żeby jechać. Ok, mogę jechać, ale wcześniej powinienem zaplanować treningi siłowe. To one powinny być święte, nie jazda rowerem. 

Czasem się nie chce, brakuje sił po pracy. Brak dobrego snu, także powoduje niechęć do treningu. Po prostu, po pracy jest odlot, zamiast być pełnym energii. Zaraz, ale o śnie to innym razem napiszę, wróćmy do tematu. 

Dobrze jest wybrać siłownię, w której czujemy się najlepiej. Odwiedziłem kilka z nich w moim pięknym mieście, niestety, nie wszędzie czułem się dobrze. Nie lubię oglądać narcyzów, napakowanych mięśniami, gapiących się w lustro i podziwiających swoje 5% tłuszczu, gdy ja mam go 30%. Denerwują mnie, bo robią wokół siebie zbiegowisko fanów podziwiających ich kable na mięśniach, a sami chodzą często w czapeczkach z daszkiem, żeby schować swój wzrok sprawdzający, czy wszyscy na nich patrzą. Czasem pod bejzbolówką ukrywają łysinę, której nie da się ukryć treningiem. Ćwiczcie sobie dalej w swoich siłowniach, beze mnie. Ja wybiorę inne miejsce, gdzie nie widać takich scen. Szkoda, że nie ma więcej takich, jakie założył Konrad Gaca w kilku większych miastach naszego kraju. 

Znalazłem je, to znaczy siłownię, w której dobrze się czuję, muszę tylko trzymać się planu treningowego i mam nadzieję, że moja długotrwała wojna będzie łatwiejsza do zniesienia. Niestety nie zareklamuję tego miejsca, bo za darmo reklamę to "każden jeden by chciał, tylko robić ni ma komu"  (F.Kiepski)

Proszę o wyrozumiałość osoby, które mogą czuć się dotknięte tym wpisem, ale takie to są przemyślenia grubasa. 
Zdjęcie: https://pixabay.com

Zdjęcie: https://pxhere.com