piątek, 30 września 2016

Sklepy z ubraniami 2.

Nie rozumiem, dlaczego sklepy z ubraniami dla grubasów przeginają pałkę . Ceny w niektórych z nich są kosmiczne. Jeżeli zwykłe ,bezmarkowe jeansy kosztują 80 zł , i zakładając, że trzeba na nie zużyć 2x tyle materiału, co na „normalnego” człowieka, to powinny takie spodnie kosztować maksymalnie 150-160 zł. Tymczasem w stacjonarnych sklepach dla „puszystych” cena spodni zaczynała się od 170 zł w górę. Zwykła koszula, z długim rękawem ,z taniego materiału od 150zł w górę. Koszulę z krótkim rękawem można kupić od ok 120zł .Zwykłe tandetne gacie były za to tanie, bo nadawały się na namiot. Tylko maszt postawić. To są ceny z Polski, w innych krajach, ceny są jeszcze wyższe, proporcjonalnie do zarobków. Szczytem ceny był zakup kurtki militarnej, tandetnej, nie nadającej się do przetrwania zimy, cena po przeliczeniu na złotówki wyniosła ok 750zł.

Drugą sprawą jest jakość ubrań, kolorystyka i ogólny fason. To wszystko były wory na przykrycie ogromnego ciała. Czarne, szare i… ciekawe , bo jak były w paski , to w poziome, które optycznie powiększają ciało i tak już wielkiego człowieka, porażka. Nie znam się na materiałach, ale na przykład bluza z bawełny po pierwszym praniu traciła fason, robił się z niej nieforemny worek na kartofle. Ciemność, wszystko czarne. Dlatego każdy „puszysty” chodzi ubrany na czarno. Takie są realia w polskich sklepach, za granicą było trochę lepiej. Dziękuję mojej mamie, że miała cierpliwość na znalezienie spodni, czy koszuli, które nie były tandetne. 
Puszyści! Macie kolejny przykład, dlaczego trzeba natychmiast działać i odchudzić się , póki Wasze zdrowie jeszcze jest w porządku, inaczej czeka was ubieranie się w trumienne ciuchy już za życia. Trzymajcie się …i walczcie ze sobą . Dobrej nocy Wam życzę.



Daj lajka, jak podoba Ci się blog. Udostępnij.


środa, 28 września 2016

Sklepy z ubraniami.




25 lat temu ciężko było kupić coś dużego w normalnym sklepie. Wybór dużych rozmiarów ubrań był niewielki, trzeba było „polować” jak za komuny. A to, teściowa znalazła coś dużego, a to, żona , czy ktoś inny podpowiedział, że coś, gdzieś jest. Potem zaczęła się epoka sprzedaży wysyłkowej, były dwie takie firmy, ale żeby nie reklamować , to napiszę tylko, że jedna istnieje, a druga już nie. Tam mogłem kupić bez problemu spodnie, bluzę ,kurtkę. Z majtami nie było problemu , załapywałem się jeszcze na te, które były w „normalnych” sklepach. Czas mijał , kilogramy przybywały , a ubrań dostępnych na mnie ubywało z każdym rokiem. Spodnie się zużyły albo zrobiły się za małe i lądowały na dnie szafy. Znajomy , który też miał rozmiar XXXXL podpowiedział mi, że w Szczecinie znajduje się sklep z odzieżą dla takich osobników. Przy okazji załatwiania spraw, zajechałem tam i zakupiłem moje pierwsze naprawdę wielkie spodnie i ogromną bluzę. Później odwiedzałem ten sklep jeszcze kilka razy, kupując coraz większe ubrania: koszule, swetry, kurtkę. 

I znowu, po jakimś czasie ubrań zaczęło brakować. W Internecie pojawił się już znany wszystkim serwis aukcyjny , na którym można było kupić ubrania w dużych rozmiarach. No, to kupiłem tam jakieś spodnie, dresy, bluzę. Niestety, ubrania były niskiej jakości i szare, bez wyrazu, bez gustu, trzeba było nosić , co było. Się rosło dalej. W tym czasie część mojej rodziny wyjechała za granicę w celach zarobkowych i okazało się , że w Norwegii istnieją też stacjonarne sklepy z odzieżą dla puszystych. Zacząłem więc ubierać się w lepsze ciuchy, ale coraz większe. W tym czasie odkryłem także dwa wysyłkowe sklepy w Polsce, odzież tam była lepszej jakości i bardziej gustowna. W jednym z tych sklepów ubierał się także Wojciech Mann. Tam też kupiłem moje największe spodnie, które zostawiłem sobie na pamiątkę i do śmiesznych zdjęć , ku przestrodze. Rozmiary jakie wtedy nosiłem to XXXXXXXL , XXXXXXL . Raz nawet , kupiłem majtki jak namioty, były trochę za duże , ale za to luźne. Koledzy mieszkający w pokoju ze mną będąc na wycieczce , mieli zdrową polewkę, jak zobaczyli mnie w tych majtach. Tak, było coraz gorzej.

Konieczność kupowania coraz większych rozmiarów dawała do myślenia nad odchudzaniem. Ubrania też miały wpływ na podjęcie decyzji o zmianie swojego życia. Jedyną rzeczą, którą nie musiałem kupować w sklepach dla puszystych były buty. Choć ich wybór , też był wyborem grubasa. Muszę użyć nazwy marki, bo nie da się inaczej, to były Crocsy. Nie trzeba ich było sznurować, wsuwało się je wygodnie, to są nadal najlepsze buty pod Słońcem (:D) . 


Dzisiaj te czasy chciałbym puścić w niepamięć , niestety nie mogę. To będzie moja skaza, o której muszę pamiętać do końca, żeby te ubrania nigdy więcej nie wróciły do mojej szafy. Największe spodnie zostawiłem sobie na pamiątkę.
Moje największe pory i moje dwie koleżanki w nich.


90 cm szerokości

90 cm szerokości

Namiot


85 cm szerokości

niedziela, 25 września 2016

Grawitacja.


Ostatnio, w internecie ,ludzie walczący z nadwagą udostępniali memy z obrazkami ilustrującymi najnowszy trend w zrzucaniu wagi. „Przeprowadź się na Marsa będziesz lżejszy” Pewnie, to prawda, przyspieszenie grawitacyjne g , na równiku Marsa wynosi 3,69 m/s2 . na równiku Ziemi g=9,78 m/s2. Łatwo policzyć ze wzoru F=mg , jeżeli na Ziemi człowiek waży 100 kg  ,to siła ciężkości (ciężar) na Marsie odpowiadać będzie wadze 36,9 kg. Zostawmy badaczom, czy taka przeprowadzka miałaby korzystny wpływ na człowieka z nadwagą, moim zdaniem ,tak.
No, ale dzisiaj nie opowiem kolejnej historii z życia grubasa. Wiem, że niektórzy nie będą chcieli czytać dalej, bo wyjaśnię pojęcie „waga” nie jako przyrząd do ważenia ale jako wielkość która określa siłę ciężkości.
W dzisiejszej fizyce nie ma wielkości, która nazywa się „wagą” A co jest? Jest siła ciężkości (ciężar), ale wyrażamy ją w niutonach a nie w kilogramach. Co w takim razie mierzy nam przyrząd o nazwie waga? Mierzy siłę ciężkości , ale dlaczego w kilogramach , a nie w niutonach? Bo tak kiedyś przyjęto , kiedy nie było układu SI a rządził układ CGS. I mówiono wtedy o jednostce siły jako kG. Kilogram [kg] jest jednostką tylko masy i nie należy go mylić z kilogramem-siłą [kgf], dawniej [kG] – jednostką siły.
Mętlik? Nie! Waga na Ziemi mierzy masę. Ale ta sama waga na Marsie już nie zmierzy nam masy , tylko siłę ciężkości! W nierelatywistycznej fizyce można skorzystać z jeszcze jednego wzoru, na gęstość substancji:

Gdzie m- masa substancji podana w kilogramach, V- objętość substancji podana w m3. Jeżeli przekształcimy ten wzór to uzyskamy masę jako iloczyn gęstości i objętości:

I jesteśmy w domu!  Masa się nie zmieni , jeżeli nie podróżujemy z bardzo wielką prędkością. Dlaczego? Gęstość i objętość naszego ciała się nie zmieni jeżeli będziemy na Marsie a więc masa się też nie zmieni. Zmieni się „tylko” siła ciężkości.
Myśląc w ten sposób, stając na wadze, mierzymy siłę ciężkości, wagi powinny być wyskalowane w niutonach a nie w kilogramach . Postawmy taką wagę na równiku , człowiek o masie 100 kg będzie miał ciężar-siłę ciężkości mniejszą niż na biegunie.
Równik:
F=mg=100kg* 9,78m/s2= 978N
Biegun:
F=mg=100kg*9,83m/s2=983N
Mars:
F=mg=100kg*3,69m/s2=369N
Pozostaje jeszcze jeden problem, o którym teraz wspomnę, mimo że to problem typu science  fiction. Gdybyśmy podróżowali z bardzo dużą prędkością, bliską prędkości światła, nasza masa wzrosłaby do nieskończoności. Więc , póki co , nie szukajmy sposobów na schudnięcie  na Marsie , ani w podróżach międzygwiezdnych. Moglibyśmy nie przeżyć startu.

Jeśli podobają Ci się moje wypociny, to polub stronę, udostępnij innym.
Pozdrawiam !





niedziela, 18 września 2016

Rambo




Seria filmów o Johnie Rambo zaczęła się dla mnie od drugiego filmu. Potem obejrzałem „jedynkę” Potem była trójka i wreszcie Rambo IV. Do dzisiaj jednak postać Rambo, czy innego wojownika odgrywanego przez Sylwestra – Rocky jest mi bardzo bliska. 

Oddział amerykańskich „zielonych beretów” w których służył Rambo był odpowiednikiem naszego „GROMU” Dobrze wyszkoleni żołnierze, którzy potrafili, jak partyzanci zorganizować akcję na terytorium wroga, wykorzystując do tego okoliczności przyrody, terenu, jak i tego, co zbudowali ludzie. John był nawet wśród nich odszczepieńcem. Gdy miał 17 lat już był w armii i trafił pod skrzydła swojego pułkownika, który zrobił z niego machinę wojenną potrafiącą twardo dążyć do celu i nigdy się nie poddawać. Ble,ble , jak ktoś chce poczytać więcej, to niech sobie poszuka w Internecie. 

Dlaczego postać Rambo jest mi bliska? Zawsze walczył o siebie, zawsze ktoś go zrobił w … balona i pakował się przez to w tarapaty. A potem z nich zwycięsko wychodził. W innej serii ze Stallone był Rocky, postać podobna do Rambo, ale w innej rzeczywistości. Generalnie , te filmy o to wielka szmira. Oglądając je po raz kolejny widzę ile hollywoodzkiego szajsu w nich zaaplikowano. Tylko jedno wartościowe przesłanie niosą ze sobą… Nie poddawać się i walczyć do końca.

Rambo miał swojego pułkownika, który czuł się jak jego stwórca. W trzecim filmie powiedział ciekawe zdanie: ”Pozwól John, że opowiem ci historię. Był sobie rzeźbiarz. Znalazł bardzo rzadki kamień. Zabrał go do domu i zaczął nad nim pracować. Kiedy skończył, to pokazał go swoim przyjaciołom. A oni powiedzieli, że stworzył piękny posąg. Rzeźbiarz powiedział, że niczego nie stworzył. Posąg zawsze w nim był. On tylko odłupał niepotrzebne kawałki. My nie zrobiliśmy z ciebie maszyny wojennej. My tylko odłupaliśmy nierówne krawędzie.”

Za dużo w życiu odpuściłem i wpadłem w tarapaty ze zdrowiem, jeszcze chwila i pewnie nie pisałbym tych słów. Niewiele osób by pamiętało, powiedzieliby ,że odszedł na własne życzenie. Ale nie… Nie odpuszczę. Niewiele do końca zostało, choć to najtrudniejszy etap. Trzeba zdjąć ckm ze śmigłowca i walić we wroga, do końca taśmy z nabojami. Ostatnie naboje należy wystrzelać w powietrze, dla uczczenia zwycięstwa.

Tak, ja też mam swoich rzeźbiarzy, którzy odłupują niepotrzebne kawałki, i żeby nie było … jest ich kilku. Dziękuję Wam. Wy już wiecie o kogo chodzi...







piątek, 16 września 2016

Wszystko zaczęło się od Nutelli.

No tak, że gruby byłem od małego to był fakt, ale pod koniec podstawówki miałem właściwą wagę i byłem dobrze zbudowany. Wszystko przez uprawianie sportu- judo. Treningi były właściwie codziennie , to znaczy, 3x w tygodniu obowiązkowo, 6x w tygodniu , jak ktoś chciał. W sobotę zawsze biegaliśmy dookoła jeziora, jak nie było zawodów. Trafiłem do kadry wojewódzkiej a potem nawet do kadry narodowej (na chwilę) . Żarłem za dwóch, a cały czas byłem w miarę chudy .W 1984 roku , byłem w drugiej klasie LO im Ks. Elżbiety w Szczecinku, wtedy w naszym mieście rządziły wyjazdy do zaprzyjaźnionego Noyelles Sous Lens. Pojechałem i ja, wśród kilku wybrańców sekcji judo. W kraju była głęboka komuna i obowiązywały jeszcze restrykcje stanu wojennego. Aby wyjechać, każdy z nas dostał paszport konsularny, kupiliśmy po 10 dolarów po cenie oficjalnej NBP i jazda. Trafiliśmy do polonijnych rodzin mieszkających właśnie tam, każda rodzina wzięła jednego „biedaka” z Polski. Na miejscu każda rodzina brała po jednym z nas do siebie i miała zapewnić nocleg i jedzenie przez tydzień. Zostałem sam, w budynku merostwa, bo nikt nie chciał takiego dużego zabrać „na chatę” , jeszcze zeżre wszystko. Nie, nie byłem gruby, byłem wysoki i właściwej budowy. Potem, nawet jakaś Francuzka , której imienia już nie pamiętam zakochała się we mnie (hi,hi) Zabrali mnie państwo Krawczyńscy. Nie za dobrze mówili po polsku, ale spokojnie się dogadywaliśmy. Pyszna kolacja i nocleg w wygodnym łóżku. 

Rankiem śniadanie, chleb tostowy, mleko UHT , którego nigdy nie piłem wcześniej jakiś dżem truskawkowy i……. Nutella. Zeżarłem chyba ¾ worka tego chleba, dobrze obsmarowanego brązowym mazidłem, którego smak poczułem po raz pierwszy. Jak w raju, żarcie jak na amerykańskim filmie, nikt nie myśli wtedy o wadze. Moi „chlebodawcy” pytali się :

-Czy smakowało? Oczywiście- odparłem.

-Czy jutro chcesz zjeść też to samo – Taaaak!!! Dokładnie to samo.

Nowości zasmakowały mi tak, że górnicza rodzina musiała przez tydzień kupować 2-3 razy więcej jedzenia niż zwykle, głównie na śniadanie, bo obiady jadaliśmy wspólnie z kolegami w „chateau” Tę Nutellę jadłem też wieczorami, przed snem. Jedzenie jej trwało przez tydzień. Codziennie z dodatkiem min. 10 kromek chleba tostowego. Państwo Krawczyńscy byli tak hojni, że trzeciego dnia pobytu we Francji zabrali mnie do centrum handlowego , gdzie powiedzieli : - Ładuj do wózka, co chcesz. Załadowałem, przede wszystkim płytę Dark Side Of The Moon , Pink Floydów, buty sportowe, jakieś zabawki dla brata no i ogromny słój Nutelli , a oni dołożyli jeszcze chlebek tostowy, dżemik i ogromną ilość żarcia , którego w Polsce nie można było kupić, albo można było , za dolary. Dostałem od nich parę groszy na wycieczkę do Paryża, jednak zaoszczędziłem te pieniądze na zakupy w Polsce. Po tygodniu wróciliśmy do Polski, ja z kilkoma kartonami zakupów . 

W Polsce, gdy Nutella się skończyła , poleciałem do Pewexu po nowy słój . Po paru tygodniach od powrotu ,zbliżały się zawody, startowałem wtedy w wadze do 95kg. Przed wyjazdem do Francji ważyłem około 88kg . Waga pokazała ok 96 kg. Musiałem schudnąć kilogram , udało się , ale od tego czasu nie ważyłem już mniej niż 95 kg. 

Mogę spokojnie powiedzieć, że od tego momentu, tj od wyjazdu do Francji zaczął się u mnie stopniowy, powolny przyrost wagi. Po ukończeniu LO ważyłem już ponad 100kg i waga przez wiele lat głównie rosła aż do ok 230 kg. „Wyczynowe” uprawianie judo skończyło się w 1986 roku, potem był rok przerwy i wróciłem do tego sportu na uniwersytecie , gdzie ćwiczyłem tylko 2x w tygodniu a i tak miałem dobre wyniki na poziomie uniwersyteckim. Waga jaką wtedy miałem to ponad 120 kg i nie było ……a we wsi który by mi podskoczył. Pozwolicie czytelnicy, że to, co było dalej zostawię na kolejne wpisy.

Jeśli spodobał Ci się ten wpis , to udostępnij go , żeby Ci , co zażerają się różnymi brązowymi mazidłami mieli świadomość swoich czynów a ja będę miał satysfakcję, że to co piszę nie idzie na marne. Nie pogniewam się też za lajki . Pozdrawiam. 

P.S. Pozdrawiam specjalnie Adama L. był wtedy ze mną we Francji .

1985




piątek, 9 września 2016

Ofiary wojny.


O nich jeszcze nic nie napisałem. W każdej wojnie są zwycięskie bitwy, przegrane bitwy, są też straty w ludziach. W czasie odchudzania oglądam filmy w których pokazują , jak ludzie walczący z otyłością przegrywają swoje wojny. Człowiek ważący ponad 300 kg leży w domu zamknięty w czterech ścianach. Leży, czasem posiedzi, jak mu ktoś pomoże. Depresja, oczekiwanie na śmierć. 

W okolicy też mieszkał do niedawna taki człowiek, niestety , ogromna waga nie pozwalała mu nawet poruszać się po mieszkaniu. Udar, po paru dniach śmierć. 

Znam pewnego młodziaka, 20 i parę lat, zawsze gdy go widzę wychodzi mi face palm. W tym wieku? Sugerowałem mu rozwiązania, samemu błądząc jeszcze. On tylko odpowiadał : „Mnie już i tak nic nie pomoże” Widuję go nadal, mam tylko wrażenie, że jest jeszcze większy. Postanowiłem zadziałać następnym razem, porozmawiać, dać namiar na pomoc. Skoro ja ważyłem 230 kg , to on musi spokojnie 250 kg nosić na sobie. Oby dożył momentu spotkania ze mną. Pewnie cukrzyca i nadciśnienie już mu dokuczają. Oby dożył…

Śmierć z powodu otyłości dosięga także osoby z rodziny, nie wszyscy jednak chcą uwierzyć, że to od nadmiaru zbędnych kilogramów. Nie trzeba mieć dużej otyłości, żeby umrzeć. Pewien człowiek zmarł podczas awarii samochodu. Położył się pod nim i nie wstał już, miał nadciśnienie spowodowane otyłością.

Mógłbym wyliczać tak jeszcze dłużej, zatrzymam się jednak i wspomnę o koledze. Spotkaliśmy się jako „walczący” On się odchudzał i ja, w tym samym czasie. Schudł już 40 kg , ja miałem wtedy minus 70kg. Zaczęliśmy się kontaktować przez komunikator internetowy, mieliśmy podobne hobby, on tworzył muzykę i ja coś tam pitoliłem na gitarze. Stworzyliśmy razem kilka kawałków. Niestety, choroba , osłabienie organizmu i nieszczęśliwy zbieg okoliczności spowodowały jakiś skok ciśnienia i kolega dostał wylewu. Odszedł do największej orkiestry świata. Trudno powiedzieć, czy było to spowodowane otyłością, był blisko osiągnięcia swojej prawidłowej wagi.



Co z tego wynika? Jak już masz nadwagę, otyłość to schudnij czym prędzej , bo życie masz jedno. Jeden chudnie, bo chce „tylko” ładniej wyglądać, drugi chudnie bo chce żyć. Obydwa cele są trudne do zrealizowania, nie mów , że to łatwe, wiem coś o tym. Ustalmy sobie ,że otyłość to choroba, z którą należy walczyć. Nie dostaniesz drugiej szansy, nie przeżyjesz życia od nowa, jeśli umrzesz. Zmień nawyki żywieniowe, udaj się do fachowców od odchudzania i nie szczędź forsy na walkę o swoje nowe życie, póki nie jest za późno. Dwie największe trucizny powodują otyłość : cukier i sól. Czy wystarczy odstawić je i już schudniemy ? Nie, to dopiero początek…