niedziela, 30 października 2016

Wielkie żarcie



Znam takiego człowieka ,który może zjeść na śniadanie bochenek chleba obłożony serem, czy wędliną i masłem. Chudy jak „Nasza szkapa” Inny, nie gardzi angielskim śniadaniem, że ja bym nie dał rady. Potem na obiad powtórka, też dużo, kalorycznie i niezdrowo. Na kolację podobnie, ale jeszcze do tego ze trzy piwa. I nic , nie tyją.
Niestety, nie dotyczy to mnie i podobnych do mnie. My musimy wyliczyć, ile możemy zjeść. Dobrze by było także dobrać odpowiednie produkty aby posiłki były zdrowe i pozbawione konserwantów, nadmiernej ilości soli i cukru. Dlaczego oni mogą , a ja nie? To jakaś kara boska?
Ostatnio rozmawiałem ze znajomymi i zapytałem, czy jak zjedzą więcej niż mogą zjeść to też tyją? Odpowiedź była taka jak się spodziewałem.
-„ Taaak! A do tego tyję od samego patrzenia na jedzenie” 
Zapytałem drugą koleżankę, a ona…
-„ Nieeee! Ja tyję jak tylko powącham jedzenie”
Kolejny znajomy odpowiedział, tyje od rozmów o jedzeniu. 
-„Tylko pomyślę o czekoladzie i mam 1 kg więcej”
Rozmowa rozwijała by się w nieskończoność. Jesteśmy naznaczeni. Na siłowni , jeden z brzydkich „pakerów” na moje pytanie , po co ćwiczy, odpowiedział:
-„Po to, aby móc sobie wypić w piątek i sobotę”
Z kolei, pewna Janina chce jeść normalnie, dużo i nie wyliczać. Crossfit, tabata, kettlebels. Aż mnie ciarki przeszły. Pewnego dnia rozbolała ją głowa od tego i dalej boli. Musi liczyć. Znowu.
Czy sport to zdrowie?
Jakiś czas temu spotkałem kolegę ze szkolnej ławki, który był kiedyś sportowcem, lekkoatletyka, koszykówka, siatkówka. Ja wtedy też dużo trenowałem. Gdy się spotkaliśmy, to on brzuch posiadał , a ja jeszcze większy. Zero sportu. Zero ruchu, tylko robota. A w latach mojej „potęgi” w ramach dożywiania sportowców z kadry wojewódzkiej, dostawałem talony na obiady w „Rarytasie” Jadłem wtedy dwa obiady, jeden w domu, drugi właśnie tam. 
-I co kolego… Dużo jesz ? Zapytałem
-No właśnie , raczej mało, a brzuch mi urósł. Odpowiedział.
Niestety, dużo jeść mogłem tylko , kiedy ćwiczyłem minimum 7 razy w tygodniu.
Sportowcy, którzy przestają ćwiczyć , właśnie tak mają, nie wszyscy, niektórzy.Nie jestem jeszcze fachowcem w dziedzinie dietetyki, ale metabolizm może być szybki albo wolny. Ta druga opcja to jest moja zmora. Niestety im mniej jemy, tym organizm oswaja się z tą dawką pożywienia, musimy jeść mniej i mniej, żeby chudnąć . Jest na to sposób-trening. Nie za dużo, nie za mało, ale jednak.
„My, psy musimy się trzymać razem” powiedział Waldek Morawiec w „Psach”.


Z nami (grubasami) jest podobnie. Po to ten blog.
Jeżeli podoba Ci się to, co piszę to polub stronę i udostępnij innym.

piątek, 28 października 2016

Walka



(Ten wpis dedykuję mojej znajomej , wojowniczce Agnieszce)

Był sobie wojownik, judoka, nieźle się zapowiadał . Stoczył już wiele walk na różnych turniejach. Jeszcze go nie dostrzeżono, był dopiero juniorem. Ówczesny trener kadry judoków uważnie się jemu przyglądał. Osiągnął już prawie wszystkie stopnie wyszkolenia w judo, niedługo miał osiągnąć pierwszy stopień mistrzowski. Jego lokalny trener był wyjątkowy, nie uczył bezsensownego, siłowego judo, tylko technicznego, opartego na dopracowanych do perfekcji kilku technikach. Pewnie, siła też była potrzebna, ale nad nią można było zawsze popracować i w kilka miesięcy nadrobić zaległości. Trenował sumiennie, bardzo to lubił, brał udział w obozach kondycyjnych, we wszystkich zawodach organizowanych w Polsce na różnych poziomach. Wygrywał więcej niż przegrywał. Startował wtedy w wadze do 90 kg, później była waga do 95 kg. Czasem wpadał w załamanie i nie przychodził na treningi, trwało to na ogół krótko i było to wynikiem jakichś błahych powodów. Po takich przerwach, wracał na treningi ze zdwojoną chęcią. Słuchając trenera i doskonaląc technikę miał możliwości dopasowania odpowiedniej techniki do każdego przeciwnika, wystarczyło tylko zaobserwować , jak ten się porusza w czasie rozgrzewki, albo w innych walkach. Po takim dopasowaniu, walka była krótka i efektowna. Na ogół kończyła się rzutem wykonanym przez niego, ocenionym przez sędziów na ippon, czyli maksymalną ilość punktów przyznanych za technikę. Ippon kończył walkę przed czasem. Pamiętam jedną z nich, lewe harai-goshi natychmiast po podejściu do przeciwnika i złapaniu uchwytu. Trwało to 10-15 sekund. Nie zawsze walki wyglądały w ten sposób, dobry przeciwnik był czujny i nie pozwalał na takie numery. Wtedy rozpoczynała się wojna. Adrenalina powodowała zwiększenie czujności i wyzwolenie maksymalnej siły. Ale zaraz, zaraz… nie o tej walce chcę napisać… a tym judoką byłem ja.

Pominę opis swojej kariery judoki, bo nie skończyła się ona zdobyciem tytułu mistrza świata, ale mogła. Opiszę jedną walkę, którą wspominam do dzisiaj, jako wzór do obecnej walki o kilogramy.
Był ogólnopolski turniej klasyfikacyjny, czyli zjazd najlepszych aby sprawdzić ich poziom. Coś jak mistrzostwa Polski, tyle, że bez takiej oprawy i nazwy. Wygrałem już chyba 4 walki i trafiłem do półfinału i tutaj pech, trafiłem na wicemistrza Polski. Gościu napakowany, silny , dobrze przygotowany i znany z poprzednich turniejów. No więc, lekki niepokój czułem, nie będzie łatwo. Trener i obecni na tym turnieju koledzy, też się krzywili, ale mimo wszystko zmotywowali mnie, jeden z nich stał wtedy przy tatami i krzyczał , co mam robić, niestety albo stety, miałem swoją wizję tej walki. Dość szybko przeciwnik zdobył pierwsze punkty, czułem jego siłę i determinację, traktował mnie jak gówniarza, który próbuje mu podskakiwać. Trzymając go w uchwycie wiedziałem, że będzie ciężko i było, do dzisiaj to czuję. Po chwili zdobył kolejne małe punkty i złapał mnie w trzymanie. Trzymanie miało trwać 30 sekund i jeżeli nie wyplątałbym się z jego uścisku to wygrałby walkę przed czasem. Zrobiłem rzecz niemożliwą do zrobienia na treningach, każdy, kto próbował tej techniki, wie, że wymaga ona gibkości i ogromnej siły. Przeciwnik trzymał mnie za głowę i rękę tak, żeby moje łopatki były przy podłodze, nazywa się to kesa-gatame. Jedną z dróg, aby wydostać się z tego trzymania było obrócenie nóg o 180 stopni w stosunku do pleców. Zrobiłem to, uścisk przeciwnika osłabł na tyle, że wyszedłem z trzymania. Niewiele brakowało, by „wróg” wygrał walkę przed czasem po upływie czasu trzymania. Tak, dostał za to punkty i miał już ogromną przewagę nade mną. Aby wygrać, musiałbym zdobyć Ippon. Mój trener już wpisał w swoje notatki, że przegrałem walkę. Koledzy też zwiesili miny, tylko ja, samotny, tam na dole, na tatami widziałem nadal możliwość wygrania. Adrenalina tak mocno działała, że nie czułem, że naderwałem jakiś mięsień w dolnej części kręgosłupa. Nadal wierzyłem w wygraną, pamiętam dokładnie, miałem robić swoje i zrobiłem. W ostatnich sekundach czterominutowego czasu walki, czułem zmęczenie przeciwnika i jego totalną dekoncentrację, ja miałem przewagę , bo nadal byłem czujny, w pewnym momencie wykonałem po prostu harai-goshi. Wygrałem walkę przez ippon, to był mój największy sukces. Niestety, miałem tak wredną kontuzję pleców, że w finale nie potrafiłem już się skupić na walce. Kontuzję odczuwałem przez wiele lat, czasem ból znikał , potem się pojawiał. Teraz nie czuję już tego.

Teraz, taka pseudo parafraza. Zamień w tym tekście słowo „przeciwnik” , na słowo „otyłość”, a słowo „judo” na „odchudzanie”, słowo „walka” pozostaje bez zmian. Każdy wojownik wie, że otyłością można też wygrać, to przeciwnik i do tego Twój wróg. Wróg nie poda Ci ręki po skończonej walce, tylko ją opluje, jak mu na to pozwolisz. Nie pozwól na to.

P.S. Moi drodzy czytelnicy, LAJKUJEMY I UDOSTĘPNIAMY. 
Wasz wdzięczny wojownik :D



poniedziałek, 24 października 2016

Mgła



Dzisiaj jest Światowy Dzień Walki z Otyłością. W sieci znajdziecie informacje przypominające o tym dniu. A ja o mgle… Dzisiaj chciałem tylko o jednym wspomnieć. Do tego wpisu zainspirował mnie Konrad Gaca.
Czasem w drodze do pokonania otyłości Wasza łódź trafia na spokojne wody, gdzie nie ma wiatru, żagle wiszą bez ruchu a dookoła pojawiła się mgła. Kompas się zagubił , gwiazd nie widać, Słońca też nie widać. Nie potrafimy odnaleźć szlaku, którym podążaliśmy. Stoimy w miejscu, albo nawet cofamy się.
Co zrobić, aby w czasie, gdy dookoła „mgła” znaleźć drogę?


Byłem chwilę w tej „mgle” i pomysł wyjścia z niej wyszedł właściwie naturalnie. W Szczecinku grupa kolarzy MTB ogłosiła , że będzie maraton i mini maraton (ok 30km i ok 60km) w dość trudnym, ale ciekawym terenie. Ponieważ od jakiegoś czasu uwielbiam jazdę na rowerze i do tego w terenie, postanowiłem spróbować jazdy na takim dystansie, po polnych drogach, bezdrożach, w lesie. Postanowiłem spróbować, ale żeby sprawdzić , czy dam radę, wolałem pojechać z ekipą, która znała teren, jeszcze przed oficjalnym maratonem. Pojechałem i opisałem to już kiedyś :
Teraz ,zwrócę uwagę na sedno sprawy. Ten wyczyn zmotywował mnie „okrutnie” do działania. Doświadczyłem , tego, że mimo utraty ponad 90 kg, nadal nie potrafię pokonać przeszkód , które inni, nie ukrywam, że młodsi ode mnie, pokonują bez problemu. A dlaczego ja nie mogę? Odpowiedź jest oczywista, za słaby jestem i za dużo ważę. Podjąłem poważną decyzję, będę startował w maratonach MTB. Rozpocząłem już specjalne działania w tym kierunku i pierwszym z nich i najważniejszym jest utrata jeszcze co najmniej 35 kg. Wniosek nasuwa się jeden. Jeżeli upadłeś i nie chce Ci się dalej działać, bo jesteś zmęczony, odpocznij i zrób test, a cele dalszego działania same się wyłonią. Tak, za rok wezmę udział w tych zawodach i nie chcę być ostatni.

To jest mój sposób na wyjście z „mgły” A co Ty zrobisz , gdy znajdziesz się we mgle? Ni ściemniaj, wiem, że każdego walczącego z otyłością może ona dosięgnąć. 
Niech Moc będzie z Wami .

P.S. Jeżeli podoba Ci się to o czym piszę, to polub stronę i udostępnij ją. Dla mnie to także sposób, aby nie znaleźć się więcej we mgle.

niedziela, 16 października 2016

Gitarra




Nie jestem żadnym wielkim gitarzystą, tak lubię popitolić sobie czasem. Ale w ogólniaku wpadłem w nałóg. Uczyłem się grać od pierwszej klasy, chciałem śpiewać piosenki, jak Kaczmarski , Gintrowski. Odśpiewywałem ich zakazane piosenki w szkole, na korytarzu, na przerwach. Nawet miałem układ z panią psor od polskiego, że zamiast uczyć się na pamięć wierszy opracowywanych na lekcjach odśpiewam je. Udawało się , na koniec szkoły, na studniówce odśpiewałem pierwszą wersję „Naszej klasy” Kaczmarskiego przerobioną na naszą klasę. Potem na studiach i w akademiku było to samo, organizowaliśmy sobie w kuchni jam session. Nawet brałem udział w konkursach piosenek studenckich, niestety mój repertuar był zbyt ambitny dla jury. Potem poszła w kąt , robota, brak chęci, komuna upadła , nie było o czym śpiewać. Ale miałem komputer, zacząłem zamiast „grać w gry” układać klocki w sekwencerach midi.


Po kilkunastu latach zauważyłem , że nie mogę swobodnie na niej grać, przeszkadzał mi brzuch. Fizycznie niemożliwe było przyjęcie pozycji gitarzysty klasycznego, brzuch powodował, że gitara chciała na nim leżeć. Wstydziłem się pokazać z tą gitarą publicznie. Wcześniej zamieniłem gitarę klasyczną na elektryczną, nie było z nią problemu, bo wisiała na pasie gitarowym. Zbliżała się jakaś impreza, na której miałem coś zaśpiewać. Ponieważ impreza ta miała być w lesie , nie mogłem zabrać gitary elektrycznej, musiałem kombinować z klasyczną. Kupiłem więc taki pasek, zakładany na szyję ,żeby gitara nie leżała na brzuchu, i mogłem z nią śmigać. Tak ,czy inaczej, mój brzuch wypychał gitarę klasyczną , że mimo wszystko wyglądałem śmiesznie i tragicznie jednocześnie. Nie wystąpiłem na szczęście w lesie bo odwlekałem swój „występ” aż towarzystwo „zapomniało” o mnie. Czułem się z tym fatalnie , do dzisiaj mam taki lęk, że brzuch mi ją wypchnie, na szczęście brzucha prawie nie mam. Kilka lat temu dostałem w prezencie ukulele, taką namiastkę gitary, nie musiałem już martwić się o brzuch. Instrument mieścił się w dwóch rękach.

A więc gitarzyści , nie pozwólcie, aby brzuch przeszkodził Wam w graniu przed ludźmi.

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy na blogu, to daj lajka i udostępnij znajomym. Dla mnie jest to znak, że moja praca nie idzie na marne.




piątek, 14 października 2016

Straż

Tego się kiedyś bałem...
http://www.tvn24.pl/gdynia-straz-pozarna-wyciagnela-poszkod…

O psach . Ciąg dalszy.



Właściciele psów wiedzą, że jest on zwierzęciem stadnym. W stadzie musi być osobnik alfa, czyli dominujący. Niektórzy z Nas mają takiego psa w swoim domu. Najgorszy przypadek to ten, kiedy osobnik alfa jest do tego wszystkiego zły. Nie słucha poleceń swojego pana, on rządzi stadem. Nasze stado , czyli rodzina godzi się na wszystko, byle Alfa był spokojny , nie gryzł i nie rzucał się na swoich. Z Alfą trzeba spokojnie, bo nie wiadomo, co mu odbije tym razem. A więc delikatnie zakładamy mu smycz , obrożę ,kaganiec i wychodzimy na spacer. Dajemy mu ciągać się, gdzie tylko zechce. To on nas prowadzi a nie my jego. Obwąchuje wszystkie drzewa , narożniki budynków, kupy innych psów. Źle się dzieje, gdy naszemu Alfie pozwoliliśmy żebrać jedzenie ze stołu człowieka. Alfa rządzi w domu i nie ma śmiałka, który by potrafił wpłynąć na jego zachowanie. W tv widziałem człowieka, który potrafił zapanować nad takim Alfą, to Cesar Millan. Źle wychowanego psa można do niego przywieźć a on go zresocjalizuje i odda potulnego jak baranka.


To samo , co ze złym psem , można zrobić z otyłością. Nie daj się Alfie. Powtórzę swoje myśli… Załóż mu smycz i kaganiec i go wychowaj.
Nikt nie potrafił ogarnąć mojej Alfy. 
Tylko Twoje działanie, Twoja głowa może ogarnąć Twoją Alfę.

Musiałem. Czasem chodzą mi po głowie różne psie myśli.

niedziela, 9 października 2016

Znacie tego wściekłego psa?






To on nie daje Wam żyć. Próbujecie go wychować, a on odporny na Wasze metody , nadal gryzie, szczeka a jednocześnie nie chce Was opuścić. Kąsa i jest niewdzięczny, ale ma w sobie psią wierność. Użera się na każdym kroku, nie pozwala sobie nic wytłumaczyć. Dalej twardo gryzie i jest niepokorny. Mimo wszystko, kochacie go i musicie nad nim zapanować. Zabić? Przecież nie zabijecie przyjaciela, mimo, że jest wściekły.

Temu psu trzeba założyć kaganiec i krótką smycz i nauczyć go chodzić przy nodze. 

Ten pies nazywa się OTYŁOŚĆ.

piątek, 7 października 2016

Bez soli, bez cukru.


No tak, wszyscy wiedzą , że cukier dla grubasa to trucizna. Starałem się go nie używać za dużo. Właściwie jedynym napojem, który słodziłem była poranna kawa. Herbaty nie lubię, chyba , że wynalazki z herbaciarni, które także musiałem słodzić. Właściwie to słodziłem tylko tę ciężko ranną przyjemność zwaną kawą. No ale potem nic nie jadałem, dopiero ok 12 doganiał mnie głód. Lazłem wtedy do sklepu i kupowałem różne świństwa typu „szneka z glancem” i do tego litr coli. Po pracy były kanapki , tak ok 15.00 bo żona obiadu jeszcze nie zrobiła. Ok 17-17.30 upragniony obiad , a już mi strasznie burczało w brzuchu. Obiad taki…kilo, dwa… aby żyć… Do obiadu też czasem była cola, czy inny słodzony napój . Na koniec dnia kolacja, którą potrafiłem zjeść o1 w nocy. Niby cukru nie używałem za dużo, a cola i przyprawy? Gotowe sosy do mięsa obiadowego ? Dużo w nich cukru, glutaminianu i soli .

Cukru łatwo było się pozbyć. Zero słodkich napojów nie robi na mnie wrażenia. Colę można zastąpić colą bez cukru-colą zero. Do kawy dodaję jednak słodzik. Poza tym woda z dodatkiem specyfików prawie bez kcali- tzn ok 5-10 kcal/litr. Nie piję żadnych słodzonych napojów…W domu nie ma cukierniczki. Da się to zrobić, uwierzcie mi.

Z solą było dużo trudniej. Nie zapomnę pierwszego tygodnia bez soli, wszystko mdłe i bez smaku. Później było dużo łatwiej. Dzisiaj wszystko, co posolone smakuje jak przesolone. Trudno mi jeść słone wędliny. Najgorzej jest z zupami, bez odrobiny soli smakują paskudnie, można jednak dodać ziół, które pomogą to przełknąć. Tak naprawdę smak czujemy przez chwilę, ale długo go pamiętamy i to jest cały ból. Sól mocno zniekształca smak jedzenia, ale są potrawy , które bez soli po prostu w ogóle nie smakują. Tęsknię do takich rzeczy, jak boczek z ogórkiem kiszonym, no niebo w gębie… Pamiętam jednak co zyskałem przestając używać sól … Przypomnę, bo warto, odstawiłem leki od nadciśnienia po kilkunastu latach ich stosowania. Nie zdarza mi się ostatnio mieć podwyższone ciśnienie. Było warto.

Odpowiadam na pytanie kolegi. Pozbywając się soli z jadłospisu, mocniej odczuwam smak jedzenia, tak, jabłka są słodkie. Jedząc pomidora, czuję odrobinę słonego smaku, w ogórkach nie czuję soli. Czasem odczuwam takie gastro fazy na słodkie i słone, jednak na ogół nie łamię się. Gorzej ze słodkim, raz na miesiąc odczuwam chęć zjedzenia czegoś bardzo słodkiego. 
A więc do dzieła! Wyrzuć solniczkę i cukierniczkę.


Czy podgrzanie jedzenia w kuchence mikrofalowej szkodzi?

Dzisiaj będzie dzień wpisów. Z rana, coś czego szukałem od dawna. A ponieważ znalazłem, to przestaję pisać artykuł o "szkodliwości" kuchenek mikrofalowych. Ten film wyjaśnia wszystko, a jego autor jest naukowcem.
https://www.youtube.com/watch?v=pdkhJ7DrXv8&t=0s