sobota, 17 lutego 2018

Dzięki

Mój blog ma 39 000 wyświetleń. I dużo to, i mało. Piszę o sprawach niszowych dla większości czytelników blogów. Nie piszę też o tym, co jem, bo trochę to dziwne, robić codziennie fotki tego, co na talerzu. Nie jestem piękny, żeby się fotografować i filmować z każdej strony. Zostawiam to dla innych, piękniejszych . W planach mam coś do zrobienia, filmiki może będą i może pokażę jakieś "inne" fotki  :) A dzisiaj sobota i do tego dzień kota.

Dziękuję Wam czytelnicy. I obiecuję że się poprawię.

środa, 14 lutego 2018

Popielec.


Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego idąc na spacer z psem, znajduję porozrzucane po krzakach buteleczki po alkoholu. Ćwiartki, dwusetki , małpki, setki walały się po kątach, w których Ramona Arkas chciała ustawić kloca albo ewentualnie to pierwsze. Czasem znalazła się butelka po półlitrze wódki. Skąd one się tam brały? 

Kilka razy spotkałem nawet podejrzanych panów w krzakach i zastanawiałem się , co oni tam robią. Prawda wychodziła szybko na jaw, gdy ujrzałem w ich zmęczonych dłoniach właśnie takie dwusetki. Mój pies omijał ich z daleka, bo właśnie z daleka wyczuwał woń alkoholu, której nie lubił. Powinienem pisać - ona, bo to suka była. Było zimno, mróz a panowie dyskutowali o wszystkim i o niczym, popijając przezroczysty płyn z gwinta. W tym momencie przypomniała mi się anegdota, którą opowiedział mi mój ojciec. Kiedy był mały, to mieszkał na Zielonej, chłopaki bawili się cały dzień na dworze i obserwowali pobliskich budowlańców , którzy rozlewali „wodę” do kubków i pili ją , krzywiąc się przy tym strasznie. Dlaczego się krzywią ,gasząc pragnienie? Pomyślał Ojciec, który jeszcze nie wiedział co znajdowało się w kubkach.


Wróćmy do naszego spaceru z Ramisiem, bo taką miała ksywkę Ramona. Daleko nie chodziłem, bo jak już kiedyś pisałem bolał mnie kręgosłup i dostawałem zadyszki. Chodziłem więc zamiast jakiejś pętli nad jeziorem , tam i z powrotem kilkaset metrów. W momencie, gdy wracałem, w krzakach nie było już „panów” . Leżały za to dwie puste butelki, które Ramiś ominął z daleka. Tak się dziwnie składało, że wszędzie , gdzie chciała zostawić kupkę ,były też ślady pobytu takich kiepskich Ferdynandów. Więc alkoholik po pracy, jeśli pracuje , lub w czasie pracy musi walnąć sobie dawkę alkoholu, żeby się lepiej poczuć. Alkohol kupuje w małych butelkach , żeby go ukryć w kieszeni ale także dlatego, że stara się zaoszczędzić pieniądze albo wyżebrać na kolejną porcję od kolegów, sąsiadów czy znajomych. Potem szybka akcja w krzakach, albo za murkiem i butla w krzaki. Można by temat rozwinąć jeszcze bardziej, ale tutaj nie piszemy o alkoholikach, a o puszystych. Przy okazji pozdrawiam sąsiadów, którzy wyrzucają puste butelki na głowy przechodniów , bo co jakiś czas widuję je rozbite na chodniku albo na podwórkowym polbruku.


A jaka jest różnica między alkoholikiem a jedzenioholikiem ?

Żadna, obydwaj są uzależnieni. Jeden od alkoholu, drugi od jedzenia. Pewien abstynent , czytając moje opowieści na blogu , potwierdził to:

„Robert, to jest tak samo, jak ze mną , jak zacznę pić , to długo nie przestanę i będę pił aż padnę i zabiorą mnie albo do szpitala, albo do kostnicy”


A teraz przejdźmy do meritum. 
Ile razy żarłeś w ukryciu, żeby żona nie widziała?
Ile razy żarłeś w ukryciu, żeby rodzice nie widzieli?
Ile razy żarłeś w ukryciu, żeby znajomi nie widzieli?
Ile razy szukałeś bezpiecznego terenu, żeby się nawpier…niczać?
Może przy okazji i napić się? 

Budzimy się w nocy i chcemy jeść, alkoholik chce pić. Rano, od razu zjedlibyśmy nasze ukochane słodycze albo kiełbasę, bo głód- alkoholik czuje to samo, musi chlapnąć, żeby się lepiej poczuć. Niestety, można oszukać bliskich, ale nie można oszukać siebie. Będziemy podżerać w nocy, to nigdy nie schudniemy, będziemy odwiedzać po cichu fastfoody , chować smakołyki pod łóżko,do szafy, czy gdzie indziej, na pewno przytyjemy. Jedzenioholik musi zmienić myślenie, odchudza się , żeby być lepszym człowiekiem. Nie można oszukać samego siebie. 

Niedawno był tłusty czwartek, można było sobie pofolgować, ale nie jedzeniocholik ! Bo zeżre zamiast jednego, dziesięć albo dwadzieścia pączków. 
Dzisiaj Walentynki, święto, do którego mam podejście jak murarz do starego tynku. Z tym, że nie chcę ,żeby się pogniewała , więc jakoś się wytłumaczę . Jestem sam w domu, chata wolna, można się obżerać, żona nie widzi. Pić można, żreć można. 
Niestety, to już nie dla mnie, ja się leczę. Odwiedzić mnie możecie, a przy okazji zabierzcie ze sobą drugą połówkę.
Poza tym, dzisiaj Popielec.