niedziela, 12 lutego 2017

Krótka ręka.

Gruby, nie zawsze, od razu odczuwa dolegliwości z powodu swojej wagi. Te pojawiają się powoli, stopniowo, wręcz niezauważalnie. Dopiero jak już boli, albo czegoś nie można to wtedy dokucza. W poprzedniej pracy, musiałem czasem przenosić kartony. Któregoś dnia zauważyłem, że coś mi ciężko, oczywiście nie zwracałem na to uwagi. Z psem też wychodziłem na długie spacery, a kręgosłup odzywał się coraz częściej, więc były one coraz krótsze. Aż był to dystans 100 m i z powrotem. Podobnie było z kolanami, zadyszką i pozostałymi dolegliwościami. Jedna z nich była ciekawa.

Im byłem grubszy, tym prawa ręka stawała się krótsza. W pewnym momencie , dodatkowo, jako gratis od otyłości dostałem sztywny kręgosłup. Krótka ręka nie sięgała tam, gdzie długa mogła. Więc trzeba było kombinować. Dawałem sobie z tym radę za pomocą silnego strumienia cząsteczek wody, który sięgał wszędzie. Co za tym idzie wejście do toalety na „drugie” zawsze kończyło się użyciem „przedłużacza” ręki. I niby wszystko było w porządku, tylko wyjazdy były mocno stresujące. Na szczęście długość ręki wróciła do normy po utracie 90 kg.




piątek, 3 lutego 2017

Probiotyk, czy niepotrzebne kcale ?

Aktualnie biorę antybiotyk, niestety nie obeszło się bez niego. Kiedyś bez zastanawiania kupowałem 4- 6 pojemników Actimela żeby dostarczyć jelitom bakterii, które antybiotyk morduje. Kupiłem i parę dni temu, bo stwierdziłem, że wolę to, od probiotyku i co ? Otóż każda malutka buteleczka tego specyfiku to prawie 80 kcal. Kupiłem 4 więc kupiłem sobie 320 kcali . Podobno niektórzy poddają wątpliwości jego działanie uodparniające. Poza tym , czy musi tam być tyle cukru ? Wiadomo, jogurty owocowe t źródło przede wszystkim niepotrzebnych kalorii.

Warto było ?

czwartek, 2 lutego 2017

Buty

(wpis zawiera lokowanie produktu 😉)

Pisać o butach? To już, nie mam o czym? Mam ,ale ostatnie dnie znowu cisną na łeb i trudno o natchnienie. Córka poprosiła o zdjęcia moich butów, bo stara się zostać fachowcem od ich konstrukcji. No i musiałem jeszcze parę słów powiedzieć, jakie buty lubił człowiek, ważący 230 kg.

Zawsze lubiłem sportowe , każda możliwość zakupu butów, kończyła się wybraniem sportowego modelu. Potem, jak zacząłem pracować, to trzeba było jakieś „ładniejsze” kupić. Komuna upadła i parę lat później kupiłem pierwsze „buciory” na grubej podeszwie , podobne do Martensów. Niestety, okazały się tandetne i spiłowałem je szybko, tak, że aż nogę wykoślawiałem. Ale ten styl mi się podobał, potem już były przez kilka lat Martensy, jedne, potem drugie. Były wytrzymałe, ale był jeden problem, miały blachy w czubkach i właśnie one były powodem przesiadki z powrotem na obuwie sportowe. No, ale te blachy nie powinny przeszkadzać, przecież. Na początku nie przeszkadzały, dopiero, jak nogi zaczęły puchnąć , to wtedy zaczęły się problemy. No i potem były już tylko buty sportowe, wszystkich znanych firm. Co ciekawe, do niedawna niszczyłem je przez rok, potem już chodziłem , jak auto jedzie na rezerwie, szukając lepszego, nowego modelu. O tak , buty niszczyłem strasznie i zawsze chodziłem do końca, aż dziury robiły się w podeszwach.

 Któregoś dnia , 7-8 lat temu, żona kupiła mi w prezencie pierwsze Crocsy ( na fotografii poniżej) Jak je założyłem, to chodziłem w nich cały czas, do pracy, po domu, w lato, w zimę. Jedynie w deszczowe dni zakładałem normalne buty i strasznie wtedy cierpiałem. Potem kupiłem kolejną parę i nawet wersję jesienno-zimową. Myślałem, że już tak pozostanie ,że „Crocs forever„ Na szczęście nadeszło „zbawienie” i mogłem zakupić takie buty o jakich marzyłem przez ostatnie lata, a nosiłem je ostatnio 20 lat temu. 



W tych „laczkach” zwiedziłem pół Europy. Zostawię je w „muzeum” Wielkiej Wojny.



Widać ,że lewy dostał bardziej.