niedziela, 12 maja 2019

Konsekwencje

Spoczęło się na laurach i niestety są konsekwencje. Założenia planu były proste, dieta, trening i tak aż do osiągnięcia normalnej,  dwucyfrowej wagi. Niestety realizacja już nie idzie tak gładko. Po jakimś czasie dietowania, chce się zjeść coś obrzydliwie niezdrowego, wypić coś zawierającego milion kcali. Kilogramy lądują w worku i nie chcą z niego wyjść. To normalne, dla chorego na otyłość. Ktoś kto nie zna tej choroby nie powinien się wypowiadać. A propos, miałem okazję przebywać w towarzystwie człowieka, który za żadne skarby nie dał się przekonać do określenia otyłości jako choroby. Ale o tym napiszę innego posta.


Zacznijmy od początku, albo od końca. Jem zdrowo, staram się unikać byle jakiego jedzenia, nie przejadam się, niestety waga rośnie. Wyliczyłem, że spalam dziennie, bez treningu ok 3000 kcali. Jeżeli jest trening to osiągam 4000 kcal i więcej. Czasem sięgnę po alkohol, czasem zjem coś ekstra, wtedy pojawiają się nadliczbowe kalorie, których nie spalę. To właśnie one powodują, że waga rośnie. Żaden trening nie spali tej nadliczbowej porcji energii jeżeli nie wykonam go od razu, tak impulsywnie, jak impulsywnie zjadłem coś "be" Czasem jest to "tylko" jeden posiłek. 

Rok temu czułem się całkiem dobrze, nic mnie nie bolało poza nogami, dźwigającymi nadal spory bagaż. Zaplanowałem z żoną wyjazd w Bieszczady, do których chciałem wrócić od wielu lat. W ramach przygotowań, zaczęliśmy chodzić na długie 10-15 kilometrowe spacery wokół naszego jeziora. Nogi bolały, ale dawałem radę. W Bieszczadach też dałem radę, zrealizowaliśmy plan w 90%. Tylko po przyjeździe prawa noga odzywała się częściej.

Na początku kwietnia obudziłem się rano i przy wstawaniu poczułem straszliwy ból kolana. Ale nie prawego! Lewego, które dotąd prawie wcale mi nie przeszkadzało. Dowlokłem się do pracy, ból występował chwilami, ale za to był bardzo intensywny. Dostałem tabletki przeciwbólowe, które mi pomagały, chodzić mogłem, a ból nie przeszkadzał do pewnego czasu. Po tym czasie noga była przeciążona i tabletka nie działała.

Zbliżał się termin wycieczki, która była zaplanowana pół roku wcześniej. Zaopatrzyłem się w maści przeciwbólowe, tabletki, opaski ściągające, kijki, stwierdziłem, że dam radę ze wszystkim, oprócz wejścia na Śnieżkę. Pierwszy dzień wycieczki minął jak zaplanowałem, noga zaczęła boleć po przejściu 5 km.

Drugiego dnia mieliśmy wjechać na Kopę wyciągiem, wejść na Śnieżkę i zejść do Karpacza. Wiedziałem, że tylko wjadę wyciągiem, popatrzę, porobię zdjęcia i zjadę na dół. Niestety pogoda nie dopisała, pani przewodnik, odpowiedzialnie odwołała wjazd, było ślisko i bardzo zimno. Pojechaliśmy do Skalnego Miasta w Adrspach. Kolejnego dnia, w zamian zwiedziliśmy inne atrakcje, w tym wizytę w sztolni, gdzie wydobywano uran. No i stało się, wejście pod górę jeszcze było znośne, oczywiście pojawiłem się tam ostatni, zwiedziłem kopalnię i  wracamy na dół. Niestety, zejście było już porażką, coś strzeliło w kolanie. Nie byłem w stanie normalnie iść. Koleżanka znalazła jakiegoś drąga, żebym zszedł na dół i jakoś się doczłapałem do naszego autobusu. Wiedziałem, że w tym momencie to będzie koniec mojej wycieczki. Ostatni dzień właściwie straciłem, pojawił się kolejny ból, łydki. Tak, dodatkowo naciągnąłem łydkę.





Zwyrodnienie stawu kolanowego wraz z ze stanem zapalnym, który pojawił się po wycieczce. 
RTG, badania krwi, skierowanie do ortopedy, zaraz, do ortopedy czeka się 8 miesięcy. Muszę iść prywatnie. Co będzie dalej, okaże się w ciągu najbliższych dni. Na razie biorę lekarstwa przeciwbólowe i na odbudowę stawów.

Konkluzja.
Czy Wielka Wojna trwa nadal? Trwa, tyle że wróg uśpił czujność wojsk, po cichu okrążył nasze armie i zaatakował z zaskoczenia. Trzeba się szybko pozbierać i wykończyć najeźdźcę. Wojska wroga wziąć w niewolę i trzymać pod kluczem do śmierci. 

Ich albo mojej. 
Moi drodzy, nie mam wyboru, muszę zacisnąć pasa, spiąć poślady i atakować moją wagę aż zobaczę dwie cyfry na wyświetlaczu. 


1 komentarz: