Atak koronawirusa na osobę otyłą
może się skończyć zgonem, tego drugiego. Też o tym słyszałem, już w zeszłym
roku. Odsetek zmarłych z powodu zarażenia koronawirusem wśród osób otyłych jest
dużo większy niż u chudych.
Od roku trwa nauczanie zdalne,
które prowadzę z domu, nie ze szkoły, bo boję się kontaktu z nosicielami
wirusa, bo zgon.
Jak wychodzę z psem, czy do
sklepu zakładam maskę albo „kaganiec”, jak nazywają niektórzy ten środek
bezpieczeństwa. Na ulicy, mimo że wieczór, a wyszedłem tylko z psem i wokół nie
ma nikogo, też zakładam maskę. Nie chcę, aby jakieś służby się do mnie
przyczepiły, że przez niestosowanie się do poleceń, stwarzam zagrożenie
rozprzestrzeniania się wirusa.
Moja żona podobnie, jak ja,
zakłada „kaganiec” wszędzie, gdzie trzeba. W domu mamy ich już kilkadziesiąt,
do wyboru i do koloru. Mamy także środki dezynfekujące i używamy ich, jak
trzeba. Przez ostatni rok nawet nie zachorowałem na przeziębienie, czy coś
podobnego, zajrzałem do swojego Internetowego Konta Pacjenta. Starałem się
uważać, ja i moja żona. Wszyscy chcą przeżyć tę pandemię.
Rozpocząłem odchudzanie nową dietą od zeszłego poniedziałku, z nadzieją, że wszystko się dobrze ułoży. W czwartek poczułem się lekko osłabiony i w piątek jeszcze poprowadziłem zdalne lekcje. W piątek moja żona źle się poczuła. Totalnie ścięło ją z nóg, nie była w stanie iść do pracy, zaszło podejrzenie zarażenia koronawirusem. W sobotę rano pojechała na test, wieczorem podano wynik- pozytywny. Wraz z wynikiem otrzymałem powiadomienie o kwarantannie domowej.
Myślałem, że mnie nie ruszy, w
końcu dostałem pierwszą dawkę Astra Zeneki, druga ma być w maju.
Przygotowywałem więc w niedzielę wieczorem lekcje na poniedziałek i koło 23.00
poczułem się słabo, więc postanowiłem się położyć, myślałem, że to po prostu złe
samopoczucie od siedzenia przy komputerze. Dokończę w poniedziałek rano.
Niestety, w poniedziałek miałem
już lekką gorączkę i złe samopoczucie, totalny brak sił i ból wszystkiego.
Zgłosiłem więc dyrekcji, że nie jestem w stanie prowadzić zajęć. Zadzwoniłem do
mojego lekarza, a ten od razu skierował mnie na test na Covid-19. Późnym wieczorem
dowiedziałem się, że jestem pozytywny:
-No, to jestem urządzony-
pomyślałem.
-Burza cytokin zaleje moje płuca
i będę wymagał hospitalizacji, bo będę się dusił- kolejna myśl tłoczyła mi się
do głowy.
-Będzie zgon- krakały mi myśli w
głowie.
-Nic nie będzie, wszystko
przebiegnie łagodnie- tłumaczył mi mój mózg.
We wtorek dostałem receptę na
antybiotyk, aby ten katar którego dostałem nie zamienił się w zapalenie
oskrzeli. Biorę go i inne leki wspomagające oskrzela.
A co czuję teraz?
Bolą mnie mięśnie, jestem mocno
zmęczony, mam katar, kaszlu nie mam, w oskrzelach nic nie gra, całkowicie straciłem
węch, straciłem też 98% smaku. Mniej więcej jakbym miał grypę. Ledwo to piszę,
ale obiecałem sobie, że napiszę.
Mieliśmy jechać do córki na urodziny, dawno nie byłem na jej urodzinach. Nie udało się.
Dobrze, że są tacy ludzie, którzy pomogą nam w tej ciężkiej sytuacji. Dziękuję Rodzicom i Koleżance za okazaną pomoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz