poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Lekcja pokory

Z czasem, kiedy schudniesz już dostatecznie dużo, pojawia się chęć sprawdzenia swoich możliwości. Realizując program odchudzania trzeba też coś ćwiczyć, aby wyglądać po ludzku i przyspieszyć odchudzanie. Dwa lata temu spróbowałem pojechać dookoła jeziora (ok 15 km) ,dystans krótki, kiedyś nawet potrafiłem go przebiec. Tym razem skończyło się źle, po 500 metrach zauważyłem awarię korby, pedał się właśnie powoli urywał.Za duży nacisk , ale można było jeszcze jechać, pomyślałem, że jeszcze tylko 3km przejadę i wracam . Niestety po dwóch kilometrach nastąpiła kolejna awaria, tym razem wysiadł silnik mojego roweru, czyli ja, zadyszka, brak sił w nogach, ból tyłka. Wycieczka zakończyła się powolnym powrotem z przystankami co 100 – 200 m , bo kręgosłup się jeszcze odzywał.
Moje treningi na początku były łatwe, spacer w basenie przez 50 minut, potem doszły brzuszki w też basenie. Powoli mogłem się przesiąść na stacjonarny rower poziomy i zacząć dłużej pedałować. Niestety, i tak nie potrafiłem ćwiczyć na nim dłużej niż 10 minut i musiałem przerywać, bolały kolana i kręgosłup. Wcześniej byłem raz na tym rowerze i pani z siłowni włączyła funkcję pomiaru wagi. Po 10 dniach diety pokazała 226kg. Z czasem potrafiłem „przepedałować” 20 minut. W końcu zaczął się trening siłowy aby mięśnie nie sflaczały.
Po 8 miesiącach odchudzania i treningów postanowiłem wsiąść na swojego starego NoName’a , który został porządnie naprawiony z użyciem gatunkowych podzespołów. Wsiadłem i pojechałem dookoła jeziora, bez żadnych większych problemów. Tylko zmęczenie było, ale to normalne. Rower zaczął być wykorzystywany. Jeździłem różnie , 2-3 razy w tygodniu po 15 km, zajmowało mi to ok 1godzinę i 15 minut.
Czas objazdu się skracał , zacząłem mieścić się w jednej godzinie. Po roku odchudzania postanowiłem pojeździć dłuższą i trudniejszą trasą wokół jeziora Trzesiecko i Wilczkowo, było to ok 20 km. Na dzień dzisiejszy zajmuje mi to , jak się zepnę , jedną godzinę i jedną minutę.
Po utracie 91 kg, człowiekowi może się wydawać, że może wszystko. Nie do końca. Zauważyłem, że w Szczecinku zebrała się grupa osób jeżdżących rowerami w okolicach Szczecinka. Swoje dokonania prezentowali na Facebooku , więc szybko ich dostrzegłem. Postanowiłem się dołączyć do grupy, która wyznaczyła trasę maratonu i co tydzień ją objeżdżała. Taka pętla liczyła ok 35 km. Nic wielkiego, pomyślałem, bo spokojnie robiłem już pętle po 40 km. Trzeba było tylko zbadać trasę. Miałem przecież zamiar wziąć udział w maratonie mini (35 km).
Bez specjalnego przygotowania, wsiadłem na rower i dołączyłem do grupy. Myślałem, że będę „gościu” , w końcu rozjeżdżony byłem i planowałem bez problemów przejechać trasę. Niestety, cały misterny plan w pi… .Na polnej drodze , trafiliśmy na miałki piasek, po którym mój rower nie chciał ze mną współpracować. Zaryłem kołami w piach i była wywrotka, na szczęście nic się nie stało , przeprowadziłem rower kilkadziesiąt metrów i pojechałem dalej. Za chwilę sytuacja się powtórzyła, tym razem bez wywrotki, ale znowu musiałem prowadzić rower.
Pytanie pierwsze: Dlaczego wszyscy jadą , jedzie gościu na kolarzówce nawet a ja prowadzę rower ? Odpowiedź jest skomplikowana , ale o tym za chwilę. Jedziemy dalej teren się zmienia wjeżdżamy do lasu. Deszcze wcześniej padały, więc błoto i kałuże na drodze przeszkadzają . Sytuacja podobna do tej z piachem , przy przejeżdżaniu przez takie błoto, znowu gleba. Cóż skorzystałem z okazji darmowego lądowania i napiłem się wody. Pojechałem dalej. Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna , bo „peleton” musiał czekać na starszego od nich grubasa… w końcu było to 10-20 lat różnicy. To jeszcze nic , wjechaliśmy do lasu, w którym ścieżka po której miałem jechać była ledwo widoczna, liście i gałęzie skutecznie przeszkadzały w jeździe i znowu prowadziłem rower pod górkę. W końcu zgubiłem drogę ,wszyscy byli z przodu, już chciałem sprawdzić , gdzie jestem w Endomondo ale akurat jeden z kolegów do mnie wrócił, bo się zorientował ,że coś nie tak. Dziękuję !
Pytanie drugie: Dlaczego nie mogę jechać pod górę? 
Niestety nie tylko mój rower odmawiał posłuszeństwa, bo przestała działać przednia przerzutka i miałem do wyboru tylko 8 biegów zamiast 24, ale i ja byłem za słaby, żeby jechać pod górę. W końcu dotarłem do grupy. Dalsza droga w tym lesie nad jeziorem nie była dla mnie przeznaczona, rower nie przygotowany, ja też. Zjazd ze stromej górki też musiałem pokonać pieszo, bo rower , mimo sprawnych, zaciśniętych hamulców ślizgał się jak sanki. W końcu odpoczynek nad jeziorem i zjadłem drugi posiłek tego dnia. Powrót był dużo łatwiejszy, bo wracaliśmy głównie drogą asfaltową , jednak w pewnym momencie zacząłem widzieć niewyraźnie i miałem chwilowe zawroty głowy. Poprosiłem koleżankę, żeby miała oko na mnie. Na szczęście wszystko się unormowało i spokojnie wróciłem do domu.
Zbiorcza odpowiedź na te dwa pytania.
W sumie już jej udzieliłem, ale dodam jeszcze trochę. Rower musi być sprawny i przystosowany do takiej jazdy, niestety opony w moim rowerze nie nadawały się do tej trasy. Nadal ważę za dużo, żeby normalnie funkcjonować. Rowery produkuje się według norm dla ludzi uśrednionych a nie dla mnie, który nadal ma otyłość i waży 135 kg. Kondycja którą mam nie pozwala nadal na zdobywanie gór i biegunów. Gdybym ważył 90-100 kg taka jazda w mini maratonie byłaby możliwa. Może nie byłbym ostatni? Trasę pokonałem, niestety byłem cały czas na końcu. Czy mogę wszystko? Tak, ale porażki trzeba przyjmować z pokorą i wyznaczać sobie drobne cele, które doprowadzą w końcu do tego głównego. Nie wolno oddawać swoich marzeń, trzeba przełamać wszystkie bariery i dążyć do ich spełnienia.
Za rok pojadę.
P.S. Dziękuję wszystkim uczestnikom tej trudnej wycieczki za cierpliwość do mnie i pozdrawiam serdecznie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz