wtorek, 19 kwietnia 2016

Samochody


W tym poście nie będzie wielkiej sensacji, jak w samolotach. Zaczęło się od malucha, do którego mieściłem się z wyłamanym siedzeniem kierowcy, które dotykało tylnej kanapy, ale to nie był zbyt poważny problem. Potem było ileśtam rzęchów większych i mniejszych. Skupimy się na Escorcie, który miał "wadę fabryczną" - pasy bezpieczeństwa były za krótkie. Jakoś trzeba było sobie radzić, szczególnie zimą, kiedy nosiło się kurtki, więc zapięcie pasa wkładałem do kieszeni kurtki, żeby były zapięte. Rozważałem dokupienie przedłużki, jak w samolocie dawali, na szczęście zmiany w moim życiu pozwoliły zaoszczędzić na tej inwestycji. A biednego Forda poobijali na parkingu i odjechał w siną dal. Aaaa i jeszcze coś, ściągało go na lewo, jak jechałem sam.

Eskorcik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz